Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych od wczoraj ustala przyczyny katastrofy sportowego samolotu. Zginął w nim dowódca wojsk lotniczych, gen. brygady Jacek Bartoszcze oraz belgijski przedsiębiorca, Karel Peeraer.
Piloci krążą nad wsią. Zwykłe, proste manewry. Po 10 minutach samolot na niedużej wysokości nadlatuje nad prywatne lądowisko. Nagle maszyna gwałtownie skręca w lewo. I spada na ziemię. Tuż obok lądowiska, przy zabudowaniach gospodarczych. Według relacji świadków, RV-6 runął z wysokości ok. 40-50 metrów. Była godzina 18.40.
- Nie byli wysoko, nie robili nic skomplikowanego. I nagle po kilku minutach zaczęli spadać - z przerażeniem mówi kobieta, która widziała tragiczny lot samolotu.
Gen. Bartoszcze zginął na miejscu. Peeraera reanimowano jeszcze przez 10 minut. Bezskutecznie. Piloci, którzy widzieli wypadek, przeżyli szok. Nieomal zlinczowali przybyłe na miejsce ekipy telewizyjne. Dziennikarzy obrzucili wyzwiskami i spychali siłą z drogi. - Zrozumcie ich. Na własne oczy widzieli śmierć swych kolegów - łagodził napięcie jeden z mieszkańców wsi.
Wczoraj na miejsce wypadku zjechali inspektorzy z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Dopiero gdy zakończą pracę, znane będą przyczyny tragedii. Tak awaria maszyny, jak też błąd człowieka, są teraz równie poważnie brane pod uwagę. Najpierw trzeba ustalić, kto pilotował. Prawdopodobnie Belg. Prawdopodobnie, bo RV-6 ma dwa równorzędne stanowiska sterownicze. Raportu z prac lotniczej komisji można spodziewać się za około dwa tygodnie.
RV-6 to dwumiejscowy amerykański samolot sportowy. Dotychczas wyprodukowano 4299 egzemplarzy tej maszyny.