Leży 20 metrów pod ziemią i kosztuje nawet do 500 dolarów za kilogram. Interes na lubelskim bursztynie chce zrobić jubiler z Garwolina.
- Było sporo problemów, ale w końcu się udało - cieszy się Grzegorz Rutkowski, garwoliński producent biżuterii. Do wydobycia przymierza się od prawie dwóch lat. Kłopoty miał głównie z fachowcami. - Pojechaliśmy do Niedźwiady. Wynająłem pokoje dla siebie i specjalistów. Przyjechała jedna firma, druga i nic. Najpierw sprzęt im się psuł. Później czegoś im brakowało - opowiada Rutkowski.
W końcu trafił na firmę z Gdańska. - No i się dogadaliśmy. Mają wszystko i są gotowi wejść od zaraz - mówi jubiler. - Dlatego tuż po świętach jadę do Niedźwiady. Muszę uzgodnić ostatnie szczegóły.
Żeby bursztyn wyjechał na powierzchnię, potrzebne są próbne odwierty. Bez nich nie da się określić, na jakiej głębokości i w którym dokładnie miejscu znajdują się najobfitsze złoża. Jeden odwiert kosztuje ok. tysiąca złotych. Po to, żeby precyzyjnie określić położenie złoża, trzeba nawet 150. - To masa pieniędzy - przyznaje Rutkowski. Ale gra jest warta świeczki. Ceny kilograma bursztynu na rynku wahają się od 50 do ponad 500 dolarów.
Cieszą się też mieszkańcy. Plotkują, że nawet ksiądz Henryk Jankowski chciał, żeby mu z Lubelszczyzny przywieźli bursztyny.
Pod Lubartowem znajduje się jedno z największych złóż bursztynu w Polsce. Jak wyliczył Państwowy Instytut Geologiczny, tylko w okolicach Niedźwiady leży ok. 6 ton. Lubelskie złoża ciągną się od Parczewa aż do granicy z Ukrainą i Białorusią. Według geologów minerały znajdują się pod 20-metrową warstwą piachu.