Wójt? Została odwołana. Komisarz? Nie został powołany. Zastępca wójta? Nie ma. Sekretarz? Poszedł na zwolnienie. Skarbnik? Zwolniła się z pracy.
Co się stało w Dorohusku?
22 czerwca w referendum mieszkańcy odwołali dotychczasową wójt Marzenę Szopińską-Demczuk, 1252 osoby chciały, by odeszła ze stanowiska. Następnego dnia, Szopińska-Demczuk przyszła jeszcze do pracy, ale potem poszła na zwolnienie. Odpowiedzialność za pracę urzędu spadła na sekretarza gminy Pawła Krystjańczuka. Ten jednak 9 lipca wziął sobie dzień urlopu, a następnego dnia... się rozchorował.
- Nie wiemy, kiedy wróci do pracy, jeszcze nie dostarczył zwolnienia - mówią w urzędzie.
Kto więc rządzi gminą? Nie zastępca wójta, bo tego za kadencji Szopińskiej-Demczuk nie powołano, więc nikogo takiego nie ma. Więc może skarbnik? Też nie. Anna Palenik, która piastowała to stanowisko, w maju... złożyła rezygnację, a Rada Gminy ją przyjęła.
W urzędzie można zastać Ewę Prystupę, przewodniczącą Rady Gminy i jej zastępcę Jana Papacza. - Ale ja nie mogę podejmować żadnych decyzji - tłumaczy Prystupa. - Jako przewodnicząca rady jestem, co prawda, pracodawcą dla wójta, ale w kwestii pracy urzędu nie mam żadnych możliwości decyzyjnych.
Sytuacja jest zła. Na dodatek sekretarz gminy z dnia na dzień porzucił pracę i nie przekazał nikomu pełnomocnictw. Gmina jest do tego stopnia sparaliżowana, że z okazji święta gminy nie miał kto podpisać pozwolenia na sprzedaż alkoholu. A to tylko przykład spraw, których bez podpisu wójta, nie można załatwić - dodaje przewodnicząca.
- W gminie byłam ostatnio dwa lata temu. Nie mam tam żadnego interesu - mówi pani Zofia, która nie chce zdradzi swojego nazwiska, bo nie chce się mieszać do tego, co się w gminie dzieje. - O tym, że wójta odwołali, to wiem, ale co mi do tego? Wybiorą nowego. Ja? Pewnie nie pójdę na wybory. A co to da?
Skoro wójt został odwołany, w gminie powinien rządzić wskazany przez premiera komisarz. Ale jego powołanie też się przeciąga. A jeśli w końcu do gminy zawita, to nie wiadomo, czy będzie miał gdzie urzędować, bo drzwi gabinetu wójta są zamknięte na głucho, a klucz gdzieś zaginął...