Były funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego stał na czele gangu wymuszającego haracze.
Policyjna akcja trwała od piątku do niedzieli. Ponad 200 funkcjonariuszy wkroczyło do mieszkań i agencji towarzyskich w Lublinie, Świdniku i Stalowej Woli. Marcin L., były funkcjonariusz lubelskiego oddziału CBŚ i Sławomir S., ps. "Piecia” - przywódcy gangu - wpadli na stacji benzynowej przy ul. Głębokiej w Lublinie. Byli bardzo agresywni, jednemu z nich policjanci musieli skuć nogi.
- Kierowali zorganizowaną grupą przestępczą, która usiłowała zająć miejsce po rozbitych przez nas grupach "Zwierza”, "Dziuńka” i "Mumosa” - mówi Marek Woźniak, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie.
- Przy okazji wylegitymowaliśmy około stu osób, w większości klientów agencji - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik lubelskiej policji. - Niektórych przesłuchaliśmy w charakterze świadków.
Prokuratorskie zarzuty usłyszało w sumie 12 osób. Oprócz siedmiu członków gangu (ich aresztowania chce prokurator) wpadło też pięć osób luźniej związanych z przestępczą grupą.
Choć Marcin L. od lat jest znaną postacią w lubelskim półświatku, to... bierze policyjną emeryturę. Współpracę z bandytami rozpoczął, kiedy pracował w elitarnym wydziale policyjnym. Ma już za to proces. W 2001 r., po trzymiesięcznym areszcie, wyszedł na wolność. W innej sprawie odpowiada wraz ze swoim byłym dowódcą, Andrzejem M., za utrudnianie śledztwa.
Sławomir S. też ma bogatą przeszłość. Był m.in. skazany za udział w głośnym napadzie w Trzcińcu pod Lubartowem. Podczas zatrzymania miał przy sobie legitymację wiceprezesa Stowarzyszenia Romów w Polsce. Ale Romowie o takim działaczu nie słyszeli.