Wszystko przepadło. Trzeba zaczynać od nowa – załamuje ręce Jadwiga Czarnecka z Kłodnicy. Podobnie jak ponad tysiąc innych osób z naszego regionu czeka ją powrót do zalanego gospodarstwa. Pierwsi powodzianie dotarli do domów wczoraj.
Podobnie mówią inni mieszkańcy Wilkowa i okolic. – Zaczynają wracać do domów. I załamuje ich to, co zastają – mówi ks. Grzegorz Lipiński z parafii w Wilkowie. – Rozmawiam z nimi, staram się pocieszać. Ale niektórzy stracili wszystko. Dorobek życia. Są załamani. Mówią, że chcą się wyprowadzić, przenieść w całkiem inne miejsce. Tyle, że na to potrzeba pieniędzy. A ich nie ma…
– Jeszcze nie byłam w domu. Boję się wracać – mówi załamanym głosem Ewa Śliwa z zalanej Kłodnicy. – Wiem tylko, że wszystko jest zalane. Nie ma do czego jechać.
Jadwiga Czarnecka z Kłodnicy czeka na wieści od syna. – Był w domu wczoraj. Pojechał i dzisiaj. Tragedia – płacze. – Żyję na tym świecie 72 lata i czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam. Przez większość życia ciężko pracowałam. I co? Wszystko przepadło. Trzeba zaczynać od nowa.
– Na początku się załamałem – mówi otwarcie pan Mieczysław z Kątów. – Ale co: mam się utopić? Przecież jakoś trzeba wrócić do życia. Każdy z nas musi się po prostu brać do roboty.
Ludzie wracający do domów korzystają z punktów pomocy.
Te działają m.in. w szkołach w Dobrem (gdzie zatrzymała się rozlewająca Wisła) i w Rogowie (gdzie działa sztab kryzysowy). W obu przez cały czas tłum. – Przyszedł pan z małym dzieckiem. Szuka smoczka, bo dziecko ssie palce – krzyczy jedna z wolontariuszek. – Potrzebne są buty, najlepiej gumowe – mówi z kolei mężczyzna, który właśnie przyjechał z wału w Dobrem.
Powodzianie biorą najbardziej potrzebne rzeczy: ubrania, koce, żywność i środki czystości. – Bierzcie wszystko, co może się przydać. Żeby nie wydawać na to pieniędzy – apeluje jedna z kobiet pomagających w szkole w Dobrem. – Pieniądze przydadzą się na inne, o wiele droższe rzeczy.