Wojewoda lubelski osobiście sprawdzał we wtorek stan infrastruktury przeciwpowodziowej w województwie. Jego zdaniem większość mieszkańców może czuć się bezpieczna, ale chętnie wyciąłby lasy w obszarze Natura 2000. – Drzewo przydaje się na opał, a nie do tego, żeby jakieś ptaszki tam sobie fruwały – stwierdził Przemysław Czarnek.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Wojewoda wraz z urzędnikami z Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej udali się we wtorek na objazd nadwiślańskich miejscowości. Byli m.in. w Dolinie Świeciechowskiej w gminie Annopol, Kępie Gosteckiej w gminie Łaziska, a także w gminie Wilków, w Kazimierzu Dolnym, Puławach, Dęblinie i Stężycy. Wszędzie spotykali się z lokalnymi władzami, które informowały o najpilniejszych potrzebach na swoim terenie.
Wtorkowa wizyta na wałach to odpowiedź na poniedziałkową konferencję marszałka województwa. – Wnioskowaliśmy o 54 mln zł na remont wałów wiślanych, a dostaliśmy tylko 7 – mówił dziennikarzom Sławomir Sosnowski.
– Dzisiaj jest piękna pogoda, ale jak jutro zacznie padać deszcz, to po tygodniu mamy problem – ostrzegał Artur Walasek, wicemarszałek województwa.
– Zwiedzamy całe lubelskie wały wiślane. I wcale nie jest tak źle, jak twierdzi marszałek – przekonuje tymczasem Przemysław Czarnek. – Uważam, że możemy czuć się bezpiecznie, ale cały czas monitorujemy sytuację.
Według wojewody, najbardziej zagrożonym odcinkiem Wisły w naszym województwie jest ten południowy blisko granicy z Podkarpaciem.
– Tam będą pierwsze inwestycje, bo właśnie tam występuje realne zagrożenie przelania się wody przez wały. Jesteśmy już po przetargu na remont wałów w Kępie Gosteckiej, gdzie ostateczna cena okazała się trzykrotnie niższa od kosztorysowej. Należy więc przypuszczać, że kwota 140 mln zł na dokończenie wszystkich prac przy wałach, o której mówił marszałek, będzie co najmniej o połowę niższa – wróży wojewoda.
Jego zdaniem, jednym z najpoważniejszych problemów jest zadrzewienie pomiędzy wałami na terenach nie należących do RZGW. Drzew wyciąć nie wolno – zabraniają tego przepisy ochrony przyrody.
– To jest wina Natury 2000. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, że zwierzęta są ważniejsze od ludzi. Ktoś postawił tę sprawę na głowie. To zadrzewienie podnosi lustro wody o metr, a jednocześnie spowalnia nurt rzeki i powoduje nasiąkanie wałów. Drzewo przydaje się na opał, a nie do tego, żeby jakieś ptaszki tam sobie fruwały – stwierdził Przemysław Czarnek.