W Dęblinie powstanie w tym roku świetlica społeczności romskiej. Placówka ma pomóc m.in. w edukacji Romów i ich integracji z innymi mieszkańcami miasta.
Świetlica powstaje w ramach „Programu na rzecz społeczności romskiej w Polsce”, który finansuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wspólnie z resortem edukacji. W Dęblinie mieszka około 20 romskich rodzin. Placówka będzie otwarta przy ul. Grunwaldzkiej, w budynku, który nieodpłatnie przekazała na ten cel jedna z Romek.
W świetlicy znajdą swoje miejsce zespoły romskie, a dzieci z tej społeczności będą tu mogły przyjść i odrobić lekcje.
– Ale nie zamkniemy się tylko w swoim gronie, świetlica będzie otwarta dla polskich dzieci, które będą mogły się tu bawić wspólnie z naszymi – podkreśla Stefan Doliński.
Doliński dodaje, że chce także, aby w świetlicy powstał kącik komputerowy z dostępem do Internetu. W planach jest stworzenie strony internetowej dęblińskiej społeczności romskiej.
– Chcemy dawać pozytywny przykład innym grupom romskim w kraju. Chcemy pokazać, że można działać, można zmieniać mentalność i świadomość Romów, np. w dziedzinie edukacji – dodaje.
Bo to szkoła jest największym problemem Romów. Z badań, które MSWiA przeprowadziło przygotowując program, wynika, że poziom wykształcenia polskich Romów jest bardzo niski. W starszym pokoleniu powszechny jest analfabetyzm. Do szkoły regularnie chodzi tylko 70 proc. romskich dzieci. Często wyjeżdżają one na dłuższy czas z rodzicami, kiedy ci wędrują w poszukiwaniu zarobku i na całe tygodnie opuszczają zajęcia w szkole. Dziewczynki w wieku 13–16 lat są już kandydatkami na żony, a po ślubie rzadko wracają do szkolnej ławki.
Od czasu wprowadzenia programu i powołania w Dęblinie dwóch asystentów edukacji romskiej (oprócz Stefana Dolińskiego funkcję tę pełni jeszcze inny Rom – Tadeusz Winczewski) znacznie więcej romskich dzieci z Dęblina regularnie chodzi do szkoły. Bo asystenci sprawdzają m.in., czy uczniowie pojawiają się na zajęciach, jak sobie na nich radzą, jakie mają problemy i w czym należy im pomóc. Asystent często też pośredniczy w kontaktach pomiędzy szkołą a rodzicami dziecka. Ci mają do niego zaufanie, bo jest jednym z nich.
– Największym problemem jest to, że to rodzice są niechętni szkole i mówią swoim dzieciom „po co się uczysz, przecież profesorem i tak nie zostaniesz”. Dlatego na każdym kroku podkreślam rodzicom, jak ważne jest wykształcenie. Nieważne, czy odwiedzam ich w domu, czy przypadkiem spotykamy się na ulicy. Mam zakodowane, że muszę powiedzieć im coś o szkole, opowiedzieć o człowieku, któremu dzięki wykształceniu jest w życiu lżej i lepiej. Najważniejsze, żeby przełamać stereotypy i żeby rodzice romskich dzieci zaczęli myśleć inaczej – dodaje Doliński.