Rodzina nastolatki śmiertelnie potrąconej przez byłego policjanta nie zgodziła się, by ten dobrowolnie poddał się karze. Kłopoty mają też jego brat i siostra. Zarzucono im składania fałszywych zeznań
- Żadna kara nie zrekompensuje śmierci córki, ale wyrok powinien być odstraszający - mówi Jan Piszyk, ojciec zmarłej Kasi. - Ma zmusić do myślenia. Zawsze trzeba się zatrzymać i pomóc rannemu. Niezależnie od tego, kto doprowadził do wypadku. Trzeba robić to, co do człowieka należy.
W sprawie oskarżony jest nie tylko 27-letni kierowca, ale i jego rodzina. Feralnego dnia Witold B. podróżował z żoną Moniką. 25-latka usłyszała zarzuty dotyczące nieudzielenia pomocy potrąconej. Prokurator uznał również, że utrudniała postępowanie, zacierając ślady przestępstwa. Grozi za to do trzech lat więzienia. Kobieta przyznała się do winy.
Okazuje się, że z podobnym wyrokiem muszą liczyć się także siostra i brat byłego policjanta. Marzenie S. i Bogdanowi B. zarzucono składanie fałszywych zeznań. Zdaniem śledczych, próbowali zapewnić alibi swojemu bratu.
- Ich zeznania dotyczyły podania nieprawdziwych okoliczności, co do pobytu Witolda B w domu w dniu wypadku - wyjaśnia Justyna Rutkowska-Skowronek, szefowa Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe. Sprawę rodzeństwa policjanta sąd będzie rozpatrywał osobno. W październiku można się spodziewać aktu oskarżenia.
Witold B. odpowie za tragedię, do której doszło 14 grudnia 2013 r. w podlubelskiej Wólce. 27-latek jechał za szybko. Zapadał zmierz i siąpił deszcz. Na przejściu dla pieszych potrącił 19-letnią Kasię. Nie zwolnił i nie hamował. Nie pomógł rannej dziewczynie i odjechał. Nastolatka zmarła na miejscu. Policjant próbował ukryć ślady.
Krewnym powiedział, że potrącił sarnę. Tę samą historię usłyszał mechanik, do którego Witold B. tuż po wypadku odstawił samochód. Po kilku dniach 27-latek został zatrzymany. Trafił za kraty.