380 osób zdaniem zarządu PZL Świdnik, a 2, 5 tys. według szefa związku "Lipiec 1980” nie przyszło wczoraj do pracy w fabryce.
- Średnia płaca w PZL Świdnik wynosi dziś 2, 5 tys. zł brutto. Ale ja po 27 latach pracy dostaję na rękę 1500 zł. Podobnie moi koledzy - wylicza Krzysztof Kotliński, szef Związku Zawodowego "Lipiec 1980”. - Za to nie da się godnie żyć. Dlatego protestujemy.
Urlopy na żądanie to pierwszy etap protestu Komitetu Obrony Zakładu i Pracowników. Komitet powstał kilka dni temu i żąda m.in. 500 zł brutto podwyżki dla każdego pracownika. Takie żądania wysunęli związkowcy 11 stycznia, ale nie dogadali się z zarządem spółki.
Zdaniem Kotlińskiego, który stanął na czele komitetu, do pracy w PZL Świdnik spośród 3,9 tys. załogi nie przyszło wczoraj nawet 2,5 tys. pracowników. - Z moich informacji wynika, że zakład stoi - mówi Kotliński.
- To absolutnie nieprawda! - denerwuje się Jan Mazur, rzecznik PZL Świdnik. - Do południa nasze kadry otrzymały 380 wniosków o urlop na żądanie. Zakład pracuje, choć oczywiście będą straty. I traci na tym wizerunek naszej spółki.
Wśród samych związkowców nie było zgody, co do protestu. Oficjalnie - poza "Lipcem 1980” - nie poparły go inne organizacje związkowe w fabryce. - Trwają rozmowy z zarządem spółki. Przed ich zakończeniem nie chcemy posuwać się do takich metod, które wyglądają jak sabotaż - mówi Mariusz Trześniewski, wiceprzewodniczący "Sierpnia 80”. - Lepiej się spokojnie dogadać, niż działać na szkodę firmy.
Do protestu przyłączyli się jednak pojedynczy związkowcy z innych organizacji. - Protestuję nie tylko przeciwko zbyt niskim płacom, ale też niezdrowym układom w spółce - tłumaczy Roman Cieślak, związkowiec "Solidarności”.
Wczoraj nie wpuszczono nas do PZL Świdnik. Niemile widziani byliśmy także przed bramą fabryki. Ale nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że absencja dotknęła szczególnie zakład lotniczy, w którym montuje się śmigłowce dla Agusty-Westland.
Ta włosko-brytyjska firma jest od lat strategicznym partnerem PZL Świdnik. Jest także najpoważniejszym kontrahentem do zakupu świdnickiej fabryki.
- Proces prywatyzacyjny już się rozpoczął i nic mu w tej chwili nie zagraża - uspokaja Roma Sarzyńska-Przeciechowska, rzecznik Agencji Rozwoju Przemysłu. - Do pracy nie przyszło mniej niż 10 proc. załogi, więc nie obawiamy się o produkcję.
- Jesteśmy otwarci na negocjacje ze związkowcami. Wracamy do rozmów w poniedziałek - zapowiedział Mazur. Zapewnił też, że wobec pracowników, którzy wzięli urlopy nie zostaną wyciągnięte żadne konsekwencje.