W brudnym domu bez toalety i bieżącej wody do niedawna mieszkał 11-letni Sebastian z Bystrzycy Nowej pod Lublinem. Razem z chorą matką i ojcem świeżo po amputacji nogi. Sąd uznał, że należy chłopca stamtąd zabrać, ale nie zawiadomił rodziców, że zajmie się sprawą ich dziecka.
– Była potrzeba szybkiego wydania takiego postanowienia – mówi Artur Ozimek, rzecznik lubelskiego Sądu Okręgowego. – Ono jeszcze niczego nie przesądza. 4 marca będzie rozprawa dotycząca ograniczenia praw rodzicielskich rodzicom Sebastiana i jeśli sąd ustali, że będą w stanie zabezpieczyć potrzeby dziecka, wtedy wróci ono do domu.
Sprawa została podjęta z urzędu, bo sąd z trzech różnych źródeł dostał prośby o przyjrzenie się tej rodzinie. Zanim skierował Sebastiana do domu dziecka wysłał do ich rodziców kuratora, który miał sprawdzić, jak żyje rodzina.
W niewielkim domu mieszkają w trójkę. Bezrobotna mama Sebastiana, Jolanta. Jej konkubent Dariusz, ojciec ich syna. Dotąd bezrobotny, teraz inwalida. A także Kazimierz Kita, ojciec Dariusza. Ma niecałe 700 zł renty, z której żyją. Resztę, ok. 400 zł miesięcznie, daje opieka społeczna. – Skromnie żyjemy, ale wystarcza – mówi Kita.
– Materialnie ta rodzina da sobie radę. Dostaje zasiłki, kupiliśmy im węgiel. Ale nie w tym problem – wyjaśnia Urszula Sawecka, szefowa Ośrodka Pomocy Społecznej w Strzyżewicach. To z OPS poszło jedno z pism do sądu. – To pan Darek załatwiał wszystkie sprawy w domu. Choroba mu to uniemożliwiła – dodaje Sawecka i twierdzi, że cierpiąca na depresję matka sama wszystkiemu nie podoła.
Dom jest zaniedbany. Jest wszystko czego trzeba, by skromnie żyć. Ale niemal wszystko jest brudne. Zdaniem opieki, zaniedbany był też Sebastian. – Poszliśmy do niego, gdy były śnieżyce. Był sam w zimnym domu. Jedna pracownica rozpaliła w piecu, druga zrobiła mu herbatę. Był głodny, od rana jadł tylko batony. Przeziębił się, na pięć dni trafił do szpitala – mówi Sawecka.
Chłopak ze wszystkim sobie poradził. – Nie skarży się – mówi Kazimierz Kita, dziadek 11-latka. Potwierdza to również opieka społeczna. Jej pracownicy dotarli już do matki pani Jolanty. 2 marca, jeszcze przed rozprawą chcą zwołać specjalną naradę w domu dziecka ze wszystkimi, którzy mogą tu jakoś pomóc.
Rodzice dziecka odwołali się od decyzji sądu. Wczoraj przyjrzenie się tej sprawie zapowiedział rzecznik praw dziecka.