Na drożyznę na stacjach jeszcze długo nic nie poradzimy. Ale wystarczy wybrać się na tańszą stację, by na jednym tankowaniu zaoszczędzić nawet 11 złotych. To prawie 2,5 litra benzyny.
Dlatego coraz bardziej kwitnie "turystyka paliwowa”. Kierowcy jeżdżą nawet na stacje po drugiej stronie miasta, by oszczędzić kilkanaście złotych. Ci, którzy potrafią liczyć, na jednym 40-litrowym baku mogą oszczędzić nawet 11,2 zł. Wystarczy że zamiast benzyny po 4,27 zł zatankują za 3,99 zł.
Dystrybutorzy przyznają, że nie są w stanie zatrzymać klientów programami lojalnościowymi czy innymi akcjami promocyjnymi. - Klienci i tak patrzą głównie na cenę - mówi Ryszard Chudziak, kierownik stacji "Impal” w Lublinie. - Te podwyżki muszą się w końcu zatrzymać. Z każdym dniem ubywa nam kupujących.
Ale końca wzrostu cen nie widać. - Nie znamy dnia ani godziny następnej podwyżki - dodaje Jacek Cieślak, kierownik stacji "Jet” przy ul. Chemicznej w Lublinie. Wczoraj na jego stacji, tak jak na wielu innych, benzyna znów zdrożała - tym razem o 3 grosze. - Ale i tak jestem tańszy od konkurencji - chwali się. Rzeczywiście - i to nie tylko od konkurencji. Na innych stacjach "Jet” w Lublinie ta sama benzyna i olej napędowy są 3 grosze droższe niż na Chemicznej. - Taka jest polityka centrali - wyjaśniają kierownicy stacji. - Od nas tu nic nie zależy.
Od kogo w takim razie zależy, za ile tankujemy? - Decyduje o tym rynek, czyli producenci, a następnie właścicieli stacji, którzy kupują od nich paliwa - wyjaśnia Jacek Stodółkiewicz, dyrektor handlowy Orlen Petroprofit z Niemiec.
Stodółkiewicz ocenia, że w Polsce paliwo jest droższe niż w wielu innych krajach, w tym zachodnich. - Przy naszych niskich zarobkach i wysokim bezrobociu to naprawdę trudna sytuacja. Na naszych stacjach ludzie tankują teraz za 10, 20 złotych, a nie do pełna, jak kiedyś. W naszym regionie sprzyja to dodatkowo powstawaniu czarnego rynku przemycanej benzyny ze Wschodu (tę, od Ukraińców, można kupić już za niewiele ponad 3 złote).