Nietrzeźwość podczas pełnienia obowiązków zarzucił prezydentowi Lublina radny Jacek Gallant (SLD). Wczoraj wieczorem podczas sesji Rady Miasta zażądał przebadania trzeźwości Andrzeja Pruszkowskiego. – Zachowanie pana Pruszkowskiego – lekceważenie radnych i kpienie z nich – wskazywało, że jest nietrzeźwy – tłumaczył swoją decyzję Gallant.
– Nie widzę podstaw, dla których mielibyśmy zająć się trzeźwością prezydenta – wyjaśnił insp. Henryk Rudnik, zastępca szefa lubelskiej policji. – Gospodarzem sesji był przewodniczący Rady Miasta, który mógł zwrócić się z prośbą o użycie alkomatu do komendanta straży miejskiej. Policja interweniuje wtedy, jeżeli osoba nietrzeźwa może podjąć decyzje zagrażające życiu lub zdrowiu innych. Trudno jednak mówić o takich zagrożeniach podczas sesji rady miasta. Gdyby istniały podejrzenia wobec prezydenta kierującego samochodem w stanie nietrzeźwym – z pewnością na miejscu pojawiłby się policyjny patrol.
Gdy Gallant dzwonił na policję, A. Pruszkowskiego nie było już w Ratuszu. – Prezydent opuścił wzburzony salę obrad po wypowiedzi radnego Sławomira Janickiego na temat jego inteligencji – tłumaczy Tomasz Rakowski, rzecznik prezydenta Lublina. Wypowiedź Janickiego wiązała się z dyskusją nad projektem dotyczącym zasiłków prorodzinnych. Rakowski wyklucza, by prezydent był nietrzeźwy.
Inaczej widzą to radni. – Uciekł – komentuje S. Janicki. Podobnie tłumaczy to J. Gallant. – To, że prezydenta nie ma już w Ratuszu najlepiej świadczy o jego winie. Potwierdzają się zatem moje zarzuty.
Co na to prezydent?
– Uważam, że próba zerwania głosowania poprzez tego rodzaju pomówienia w czasie mojej nieobecności w radzie jest nie tylko naruszeniem dobrych obyczajów, ale dowodem zupełnego zdziczenia. No cóż, jak mawiał lew: tonący brzydko się chwyta...