Bunt anestezjologów w szpitalu przy al. Kraśnickiej w Lublinie. Lekarze nie chcą wejść na sale operacyjne, ponieważ warunki, w jakich muszą pracować zagrażają ich zdrowiu. – Żądamy przywrócenia bezpiecznych warunków pracy – postuluje dr Mariusz Jankowski, szef szpitalnych anestezjologów. – Z trzynastu sal operacyjnych tylko dwie są bezpieczne. W pozostałych stężenie gazów anestetycznych przekroczyło normy. Długotrwałe przebywanie w takim środowisku powoduje choroby tarczycy, nowotwory.
Dr Anna Zmysłowska, zastępca dyr. ds. medycznych szpitala zapewnia, że sale, w których zanotowano większe stężenia gazów, są już bezpieczne. I że operacje będą się odbywać. – Był strajk, więc nie mogliśmy ponownie skontrolować sal, aby się przekonać, że wszystko jest w porządku. Takie kontrole muszą być zrobione w czasie trwania operacji – mówi. – Rekontrole przeprowadzimy w najbliższych dniach.
Dyrektor Zmysłowska nie wierzy, że anestezjolodzy przestaną znieczulać i usypiać do zabiegów. – Jedynie próbują się z nami boksować, ale przyjęli złą metodę – komentuje.
Anestezjolodzy nie podpisali z dyrekcją szpitala porozumienia przerywającego miesięczny strajk prowadzony w walce o podwyżki. Podpiszą pod warunkiem polepszenia warunków pracy. Inni lekarze podpisali i wczoraj wrócili do gabinetów.
W szpitalu przy al. Kraśnickiej czynna była rejestracja. Obawy, że chorzy skumulują się i zaczną szturmować gabinety już pierwszego dnia po przerwie były przedwczesne.
Przez miesiąc strajku wizyty przepadły około 15 tysiącom osób. Ale wczoraj było spokojnie. Tym, którzy przyszli, rejestratorki wyszukiwały inne terminy wizyt. – Każdy z lekarzy będzie codziennie przyjmował dodatkowo kilka osób – mówi dr Teresa Pięcińska, kierownik przyszpitalnej przychodni. – Mamy listy z dodatkowymi miejscami. Staramy się rejestrować na czerwiec, początek lipca.