Zgłosił się mecenas "G” z plakatu przy ul. Lubomelskiej w Lublinie. Wytłumaczył, przeprosił i oddał część pieniędzy, które był winien zleceniodawcy billboardu. A ten zapowiada: Jak adwokat odda resztę, zdejmę napis.
– Adwokat rok temu wziął pieniądze, zobowiązał się do czegoś, nie wywiązał się z obietnicy i zniknął – wyjaśniał na naszych łamach lubelski przedsiębiorca, który zamówił plakat. – Mecenas jest nieuchwytny. A ja muszę ponosić kolejne koszty związane ze sprawą, którą miał się zająć. Teraz to już kilka tysięcy złotych.
Autor billboardu uznał, że taki szokujący napis w centrum miasta to jedyny sposób na skontaktowanie się z nieuczciwym adwokatem. – Może jak zobaczy plakat, ruszą go wyrzuty sumienia i wreszcie się odezwie – mówił zleceniodawca.
Nie mylił się.
– Jestem właśnie po rozmowie z mecenasem "G” – poinformował nas wczoraj tuż po południu przedsiębiorca. – Najpierw zaczął do mnie wydzwaniać, potem nalegał na spotkanie, aż wreszcie się spotkaliśmy. Adwokat mnie przeprosił i zapowiedział, że odda cały dług i pokryje wszystkie koszty z nim związane.
Część długu mecenas oddał już wczoraj. – Ustaliliśmy, że spłaci całą kwotę do końca miesiąca. A najbliższą ratę wpłaci do końca tego tygodnia – wyjaśnia zleceniodawca powieszenia plakatu. – Jeśli dotrzyma słowa, plakat również będzie wisiał tylko do końca tego tygodnia. Potem go zdejmę.
Kontrowersyjny sposób dotarcia do nieuczciwego adwokata poskutkował.
– Mecenas mówił tylko, że zaczęli do niego wydzwaniać różni ludzie w tej sprawie – zdradza przedsiębiorca. – Mogę tylko przypuszczać, że mogli to być także inni adwokaci, których nazwiska zaczynają się na literę "G”.
– Jakakolwiek możliwość skojarzenia mojego nazwiska z tą sprawą jest dla mnie bulwersująca. Dlatego bardzo poważnie zastanawiam się nad podjęciem w związku z tym jakichś kroków na rzecz ochrony mojego dobrego imienia – zapowiadał jeszcze kilka dni temu na naszych łamach Tomasz Gąbka, mecenas z Lublina.
– Kowalski, który będzie przechodził ulicą i zobaczy ten plakat, od razu pomyśli: A ja znam mecenasa na "G”. Na pewno o niego chodzi – podkreśla mec. Andrzej Góźdź. – To ewidentnie godzi w moje dobra osobiste i dorobek zawodowy, ponieważ nie mam żadnego związku z tą sprawą, a moje biuro jest zaledwie kilkaset metrów od billboardu.
Prawnicy, z którymi rozmawialiśmy, rozważali wystąpienie o natychmiastowe zdjęcie billboardu i opublikowanie w prasie oświadczenia, że nie chodzi o nich. Teraz to może nie być konieczne. Bo zleceniodawca sam chce zdjąć plakat. – Sam nie sądziłem, że to się tak szybko rozwiąże – podkreśla.