Bój toczył się o grube pieniądze. Ponad 400 pochówków rocznie. Na każdym można zarobić nawet 1500 złotych. Ale tylko dwie firmy pogrzebowe miały szansę na dostęp do tej "kopalni pieniędzy”. Wszystko przez warunki, jakie postawiła dyrekcja szpitala.
W Szpitalu Wojewódzkim im. Jana Bożego stawką było ponad 400 pochówków rocznie. Tyle ciał trafia do tamtejszego prosektorium. Jesienią szpital ogłosił przetarg na jego dzierżawę. Ale nie każdy mógł do niego przystąpić.
Kto chciał stanąć do przetargu musiał spełnić postawione przez szpital warunki. Jakie? Między innymi posiadanie własnej chłodni. - Bo nasza chłodnia jest przestarzała - tłumaczy Piotr Cioczek, dyrektor szpitala. - W nowych urządzeniach każda szuflada ma osobny system chłodzenia. U nas jest inaczej. I awaria oznaczałaby zagrożenie dla wielu ciał. Chodziło o to, by przedsiębiorca mógł w razie potrzeby przenieść ciała do własnej chłodni - dodaje dyrektor. I podkreśla, że w jego instalacjach chłodniczych płynie substancja, która w całej Europie wycofywana jest z użycia. Bo niszczy warstwę ozonową.
Warunki postawione przez szpital spełniają w Lublinie tylko dwa zakłady pogrzebowe. Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych (PUK) i spółka Styks. I tylko one stanęły do przetargu. Inni nie mieli szans. - Przy takich warunkach nie było sensu starać się o to zamówienie - mówi Kazimierz Janik, szef firmy pogrzebowej Achorus. Nawet nie zgłosił się do szpitala po dokumenty przetargowe.
- Jak mogą protestować ci, którzy nawet nie poznali wymagań, jakie stawialiśmy firmom pogrzebowym. Tylko dwie firmy zgłosiły się po taki dokument - irytuje się Cioczek.
Za to jedna z firm, która uważa, że przetarg mógł być ustawiony, poskarżyła się Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Prosząc o sprawdzenie, czy postępowanie dyrekcji szpitala nie było ograniczaniem rynku usług pogrzebowych.
- Inne szpitale nie stawiały takich warunków - mówi Ewa Wiszniowska, dyrektor lubelskiej delegatury UOKiK. - Dlaczego firma pogrzebowa starająca się o dzierżawę prosektorium musiała mieć własną chłodnię? Dlaczego nie mogła to być wydzierżawiona chłodnia?
- Gdyby ktoś w swojej ofercie zaznaczył, że może taką chłodnię poddzierżawić, to byśmy to rozważali - zapewnia Cioczek.
Szpitalowi grozi wysoka kara pieniężna. - Nawet 10 proc. rocznych przychodów - mówi Wiszniowska. Jaka to będzie kwota? Dyrektor Cioczek odmówił nam udzielenia informacji o przychodach szpitala. Mimo że jest on instytucją publiczną, a jego fundusze są jawne.
Przetarg wygrała firma Styks. 16 października podpisała ze szpitalem trzyletnią umowę dzierżawy. Wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z prezesem Styksu. Był nieuchwytny. A pracownicy biura odmówili nam podania numeru telefonu komórkowego.