Sortownie odzieży używanej będą miały pracę, sklepy towar, a klienci odzież. W czwartek Sejm przesądził o ocaleniu sklepów
z używaną odzieżą i całej branży zajmującej się importem, dystrybucją i przetwarzaniem tekstylnych surowców wtórnych.
– Jestem stalą klientką lumpeksów – mówi Barbara Wolanin z Lublina. – Ubieram tu siebie, dzieci, męża. Nie mam wyjścia. Chcemy wyglądać przyzwoicie, na polskie sklepy mnie nie stać, chińszczyzna jest podłego gatunku. Śledziłam tę hecę z zakazami. Dobrze, że się skończyła i dalej będzie tanio. Kroiło się, że sukienka dla Asi, która ma 7 lat, będzie kosztowała nie 10 ale 30 złotych. Na szczęście dalej ją kupię za 10. I na to mnie jeszcze stać.
W czasie obowiązywania zakazu firmy radzą sobie zapasami. Dla uniknięcia zakupu trzykrotnie droższej odzieży, którą można przewieźć przez granicę, importerzy organizowali też prowizoryczne sortownie na granicach, zatrudniające Niemców.
– Ja też się na to szykowałam – mówi Anna Mazur właścicielka sortowni w Wierzchowiskach. – Już i tak zwolniłam część pracowników, nie utrzymam się z drogim towarem, którego nikt nie kupi. Wolałam za sortowanie zapłacić Niemcom i nie podnosić cen w handlu.
O zniesienie ograniczeń importu wystąpiła Krajowa Izba Gospodarcza Tekstylnych Surowców Wtórnych, wsparta w Sejmie 200 tysiącami głosów konsumentów. Izba zgromadziła dokumenty obalające tezę o zagrożeniu krajowego przemysłu przez sprowadzanie odzieży używanej. Okazało się też, że polskie sortownie zagospodarowują tekstylne surowce wtórne zbierane w kraju i wysortowane z dostaw importu.
W sortowniach, handlu, transporcie tej branży pracuje ok. 75 tys. osób. Zmiana prawa zapewnia im pracę. Znowelizowane przepisy ograniczają jednak rozwój tej branży. Nie będzie nowych importerów. Importem odzieży niesortowanej trudni się w Polsce 36 firm i tylko tyle ich będzie. 330 firm ma zezwolenia na import odzieży sortowanej.
Nowa ustawa wejdzie w życie prawdopodobnie w końcu sierpnia, po zaakceptowaniu przez Senat i podpisaniu przez prezydenta.