Chcą pojechać nad morze, spotkać się ze znanym aktorem lub dostać komputer. Ale mają coraz mniej czasu, bo zżera je choroba. Teraz ich pragnienia mogą się spełnić. Sprawi to Fundacja Mam Marzenie, która powstaje w Lublinie.
- Te maluchy nie różnią się niczym od zdrowych dzieci. One także śnią o spotkaniach ze swoimi ulubieńcami, przeżyciu nietypowej przygody czy najzwyklejszym rowerze. Ich rodzice zaangażowani w walkę z chorobą potrzebują pomocy w spełnieniu tych często drobnych, ale niesamowicie ważnych życzeń - twierdzi Grzegorz Szymański, z Fundacji Mam Marzenie.
Do fundacji piszą i dzieci, i rodzice. Czasem też lekarze czy pielęgniarki. Powstaje w ten sposób lista marzeń. Niektóre muszą być realizowane niemal natychmiast. Pierwszeństwo mają te dzieci, których życie wisi na włosku. Po otrzymaniu zgłoszenia lubelski oddział fundacji kontaktuje się z centralą w Krakowie. W ciągu 72 godzin od wysłania prośby, wolontariusze porozumiewają się z rodzicami chorego dzieciaka. Później idą do jego domu z tzw. lodołamaczem, czyli osobą, która ma przełamać pierwsze lody, ośmielić chorego, poznać go z wolontariuszemi.
- Rozmawiamy z rodzicami o stanie zdrowia dziecka i o tzw. awaryjnych marzeniach. Jeśli stan malucha jest ciężki na tyle, że nie można spełnić tego właściwego marzenia, realizujemy te zapasowe - tłumaczy Kamil Kosowski, koordynator lubelskiego oddziału fundacji.
Dzięki fundacji zostało zrealizowanych już blisko 300 marzeń dzieci z całego kraju. Przemek z Warszawy ma już wyśniony pokój, Daniel z Bydgoszczy był na wyprawie w górach i dostał laptopa, a Karolinka z Katowic rozmawiała z Zygmuntem Hajzerem.