W kilkuset mieszkaniach na os. Nowowiejskiego przez pół dnia nie było w piątek wody. Mieszkańcy byli zdani na podstawiony przez zakład wodociągów beczkowóz.
Ale o tym, że tam można zaopatrzyć się w wodę, dowiadywali się pocztą pantoflową lub wyglądając przypadkiem przez okno. Miejskie wodociągi nie nadawały komunikatów przez megafony zamontowane w samochodach swojego pogotowia, bo jak tłumaczyli, nie chcieli budzić ludzi przed zakończeniem ciszy nocnej.
Co się stało? Po prostu pękła rura. Zwykle w takich przypadkach wodociągowcy zamykają odpowiednie zasuwy, otwierają inne i woda dociera do bloków, tyle że z innej magistrali. Robotnicy mogą w tym czasie spokojnie usuwać awarię na uszkodzonym odcinku. W tym przypadku było inaczej.
- Niestety, Czechów jest tak specyficznie położony, że woda do tej dzielnicy kierowana jest jedną magistralą i nie ma możliwości doprowadzenia jej z innego źródła - przyznaje Halina Szyłkajtis, rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji.
Beczkowóz był więc jedynym rozwiązaniem, które, niestety, nie wszystkich zadowoliło. - W taką pogodę bieganie po wodę z wiaderkiem jest naprawdę uciążliwe - skarży się pani Katarzyna, mieszkanka Organowej.
Niestety, z brakiem wody w kranach mieszkańcy musieli sobie poradzić przez ponad sześć godzin. Bo okazało się, że uszkodzona rura biegnie tuż pod magistralą ciepłowniczą. Trzeba było kopać bardzo ostrożnie i powoli, aby jej nie uszkodzić. Bo mogło się okazać, że mieszkańcy nie dość, że pozbawieni wody, to jeszcze mogli mieć problemy z zimnymi kaloryferami.
Ostatecznie dostawy wody udało się wznowić dopiero około południa.