Rzecznik Praw Obywatelskich kwestionuje przepisy o automatycznym zabieraniu prawa jazdy na trzy miesiące za przekroczenie dozwolonej prędkości o 50 km/h w terenie zabudowanym. W tym roku w Lubelskiem dotknęło to aż 2000 kierowców
W takim przypadku starosta wydaje decyzję z uchyleniu uprawnień jedynie na podstawie informacji od policji – bez wyjaśniania, czy w ogóle doszło do wykroczenia i kto był jego sprawcą.
– Tymczasem wskazania radarów mogą być mylne. Obywatele kwestionują też, że to oni kierowali pojazdem w chwili zrobienia zdjęcia fotoradarem. Informacja policji nie może być wyłączną podstawą zatrzymania prawa jazdy – uważa Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich.
Skala zjawiska jest duża. – Przez 11 miesięcy tego roku policjanci zatrzymali 2011 praw jazdy kierującym, którzy w terenie zabudowanym przekroczyli dopuszczalną prędkość powyżej 50 km/h – mówi kom. Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Zdaniem RPO, obywatele powinni mieć prawo do wyjaśnienia sprawy najpierw w postępowaniu wykroczeniowym (takie toczy się w przypadku odmowy przyjęcia mandatu – przyp. red.), a wtedy sprawa u starosty byłaby zawieszana. Wobec rozbieżności sądów administracyjnych, jak stosować przepisy w tej sprawie, rzecznik wystąpił z pytaniem prawnym do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Pyta, czy podstawą decyzji starosty o zatrzymaniu prawa jazdy może być wyłącznie informacja policji.
Konieczność zapewnienia prawa do sądu osobie ukaranej decyzją starosty ma szczególne znaczenie, bo – jak wynika ze skarg do RPO i doniesień medialnych – osoby obsługujące radary dopuszczały się często uchybień, a sam sprzęt nie był wolny od wad technicznych i prawnych.
– Wszystkie wątpliwości powinny zostać rozstrzygnięte w każdej konkretnej sprawie przez sąd karny – argumentuje rzecznik. – Przyjęcie poglądu o automatyzmie zatrzymywania prawa jazdy na podstawie informacji policji oznaczałoby natomiast, że wszystkie te wątpliwości nie miałyby w postępowaniu przed starostą żadnego prawnego znaczenia – dodaje.