Prokuratura w Warszawie wyjaśnia sprawę przekroczenia uprawnień przez dwóch funkcjonariuszy lubelskiej żandarmerii.
Według skarżącego się porucznika z Lublina do zdarzenia doszło w maju tego roku. Żołnierz miał zeznawać jako świadek w postępowaniu prowadzonym przez Wojskową Prokuraturę Garnizonową w Lublinie. Składanie zeznań zamieniło się jednak w... zamknięcie w areszcie wojskowym. Zdaniem porucznika - bezprawne.
Prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie. - Chodzi o przekroczenie uprawnień przez dwóch funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej w Lublinie: majora i sierżanta. Przedmiotem postępowania jest rzekome bezprawne pozbawienie wolności żołnierza, wymuszanie na nim zeznań i zastraszanie - wyjaśnia kpt. Karol Kopczyk z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi sprawę. - Więcej szczegółów na razie nie ujawniamy.
Dlaczego lubelskimi żandarmami zajmuje się prokuratura warszawska? - Ponieważ sprawa jest związana z postępowaniem prowadzonym przez lubelską Prokuraturę Garnizonową. Stąd decyzja o przeniesieniu do innego miasta - mówi kpt. Kopczyk. - My nie udzielamy żadnych informacji - podkreśla ppłk Przemysław Dudzik, wojskowy prokuratur garnizonowy w Lublinie. - Wszystkim zajmują się śledczy w Warszawie.
A ci przesłuchali już pokrzywdzonego porucznika, chorążego, który miał potwierdzić jego wersję zdarzeń, a także obu żandarmów. - Kolejne przesłuchania trwają - tłumaczy Kopczyk. - Po ich zakończeniu zdecydujemy o ewentualnym postawieniu funkcjonariuszom zarzutów. Za bezprawne pozbawienie wolności może im grozić do 3 lat pozbawienia wolności.
Do czasu zakończenia postępowania obaj żandarmi wykonują swoje obowiązki. - Postępowanie zostało wszczęte w sprawie, a nie przeciwko nim - wyjaśnia kpt. Kopczyk. - Dopóki nie zostaną im postawione zarzuty, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby normalnie pracowali.
Przełożeni żandarmów o całej sprawie nie chcą rozmawiać. - W ogóle tego nie komentujemy - ucina płk Bogusław Kalwas, komendant OŻW w Lublinie. Miłosz Bednarczyk