Proszę pana, ja ciężko pracuję i nie mam czasu zajmować się tym, co wymyślają politycy – skwitowała pomysł właścicielka jednej z lubelskich agencji towarzyskich. Jednak większość pracowników tej branży patrzy na legalizację domów publicznych bardzo przychylnie.
W samym Lublinie działa blisko 50 agencji towarzyskich. – Wpis do ewidencji przedsiębiorstw kosztuje 100 zł – tłumaczy Andrzej Michalik, kierownik referatu ewidencji przedsiębiorców w lubelskim UM. – Potrzebujemy tylko danych właściciela, adresu i rodzaju działalności.
W Polsce czerpanie korzyści majątkowych z nierządu jest karalne. Dlatego agencje, oficjalnie, są np. salonami masażu. – I tak wszyscy wiedzą, że to burdel – mówi właściciel jednego z takich „salonów”. – Jednak trzeba wielką tajemnicę robić.
Obecnie agencje o fantazyjnych nazwach: Wibrashow, Namiętna, Trójkącik czy Kusicielki rozliczają się z urzędem skarbowym na ogólnych zasadach. – To znaczy, że taka firma musi ewidencjonować wszystkie przychody i wydawać rachunki, jeżeli dysponuje kasą fiskalną. Jeżeli jej nie ma, to musi wystawiać rachunek na żądanie klienta. Jeżeli te obowiązki nie zostaną dopełnione, to mamy przestępstwo podatkowe – tłumaczy Wojciech Majczyna, naczelnik 1 Urzędu Skarbowego w Lublinie.
Tymczasem w agencji nie ma oczywiście rachunków za usługę. Jeżeli już, to paragon z kasy przy barze. I tylko z tego rozlicza się właściciel. Reszta pieniędzy trafia do kieszeni jego i pracownic. Tych kwot dotyczy właśnie projekt młodych socjal-
demokratów. Projektem, który do Sejmu może trafić już w marcu, zainteresowało się kilku posłów SLD. – Szanse na jego przegłosowanie są raczej nikłe – ocenia F. Piątkowski. – Posłowie mają teraz ważniejsze sprawy na głowie. Poza tym niektórym brak odwagi, żeby popierać takie pomysły.