Mariusz "Dominator” Pudzianowski, mistrz Polski, mistrz Europy i mistrz świata był faworytem zawodów. "Dominator” zdobył w tym sporcie już wszystko, ale i tak co tydzień w swojej domowej siłowni przerzuca 50 ton "żelastwa”. - Ja uwielbiam takie treningi - przyznaje. -To mój sposób na relaks. Czasami dla odmiany wyjdę z siłowni i pójdę na basen albo poprzeciągam samochód czy traktor.
Część publiczności spodziewała się jednak sensacji, gdyż podczas ostatnich zawodów w Zamościu mistrz był dopiero drugi. Nic z tego. Pierwsza konkurencja: spacer farmera z walizkami o wadze ponad 100 kilogramów. Najlepszy wynik - 73 metry 68 cm. Ale tak było, aż na plac Zamkowy wyszedł "Dominator”. Ponad 80 metrów i pewne zwycięstwo.
Potwierdzeniem, że mistrz jest w formie, była kolejna konkurencja, czyli spacer drwala. Zawodnicy nieśli przed sobą sztabę żelaza o wadze 170 kg. Mariusz Pudzianowski nie dość, że znów wygrał, to jeszcze pobił rekord świata; swój zresztą. Najtrudniejszą konkurencją była jednak waga płaczu. Zawodnicy mieli tu ciężarki o masie tylko 12,5 kg. Musieli je jednak utrzymać na wyprostowanych prostopadle do ciała ramionach. Każdy z zawodników już po kilku sekundach walczył z bólem mięśni, a twarze robiły się sine z wyczerpania. Najdłużej wytrzymał "Dominator” i on też odniósł kolejne zwycięstwo w zawodach Pucharu Polski Strong Man.
W przerwie między konkurencjami też nie było nudno. Pojawiła się mistrzyni fitness, Kamila Porczyk, karatecy i dwóch polskich zawodników sumo, którzy zaprezentowali oryginalne, japońskie zapasy. Niektórzy poznali je zresztą bliżej, bo mogli się zmierzyć z zapaśnikami. Jednak zawodnicy z publiczności byli bez szans. W dwie sekundy po rozpoczęciu walki zmieniali swą pozycję na horyzontalną. Oklaski zebrała natomiast młoda dziewczyna, która odważnie stanęła na macie i... zwyciężyła! (przy drobnej pomocy samego pokonanego).
Imprezę na placu Zamkowym zakończyła część artystyczna, gdzie już nikt nikogo nie podnosił i nikt nie dźwigał żadnych ciężarów. Na koncercie grupy Kowalski cały plac był szczelnie zapełniony. A podczas występu Kasi Kowalskiej wolnego miejsca nie było w promieniu 100 metrów od sceny.