Sąd Okręgowy w Lublinie uznał we wtorek Sławomira P. za winnego zamordowania dwóch kobiet. I tym razem sędziowie się podzielili, bo za uniewinnieniem był Jarosław Kowalski, przewodniczący składu orzekającego.
31 stycznia 2006 roku w bloku przy ul. Skrzetuskiego w Lublinie zginęła matka i córka, krewne żony Sławomira P. Zabójca zadał im kilkanaście ciosów. Nie zostawił żadnych śladów.
Sąd skazał we wtorek 35-letniego Sławomira P. na dożywocie z zastrzeżeniem, że o przedterminowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać po odsiedzeniu 40 lat. Jarosław Kowalski, przewodniczący składu orzekającego, zaraz po odczytaniu orzeczenia poinformował, że zgłosił "zdanie odrębne, co do całości wyroku”. To oznacza, że jego zdaniem oskarżony powinien zostać uniewinniony. Za skazaniem była Magdalena Śmiech-Kurczewska – drugi z zawodowych sędziów oraz trójka ławników.
Proces toczył się już po raz trzeci. Za pierwszym razem mężczyzna został uniewinniony. Potem wyrok uchylono, a podczas drugiego procesu oskarżony został skazany na dożywocie. Za każdym razem sędziowie zawodowi z Sądu Okręgowego mieli odmienne zdanie: jeden był za skazaniem, drugi za uniewinnieniem. A o wyroku decydowały głosy ławników.
Obowiązek przytoczenia argumentów, które tym razem przeważyły za skazaniem na dożywocie, spadł na sędziego Kowalskiego z racji pełnionej funkcji. – Sławomir P. przyznał się podczas dwóch pierwszych przesłuchań, choć nie podał okoliczności zbrodni – wymieniał sędzia. – Potem twierdził, że jego wyjaśnienia zostały wymuszone przez policjantów. Sąd uznał te tłumaczenia za niewiarygodne.
Poza tym w Ciecierzynie, w szambie koło domu, w którym mieszkał mężczyzna, policjanci znaleźli części telefonów. Takich samych jak te, które zniknęły z mieszkania zamordowanych kobiet na LSM.
Nie udało się ustalić dokładnej daty ich zgonu, ani tego, jak oskarżony mógł się dostać z Ciecierzyna do ich mieszkania w Lublinie.
Wyrok nie jest prawomocny. Złożenie apelacji zapowiedział już Wojciech Wownysz, adwokat Sławomira P.