Tydzień temu Marek Wojciechowski wyszedł z wujkiem z klubu Archiwum. Kamera nagrała jak stali przed lokalem. Później odszedł kilka kroków dalej i ślad po nim zaginął. Matka wierzy, że chłopak żyje.
Wizyta w klubie
Mężczyźni wyszli z lokalu około pierwszej w nocy. Kamera, która pokazuje teren przed klubem zarejestrowała jak Marek zakłada kurtkę. Widać, że chłopak się zatacza. Potem razem z krewnym wymieniają parę zdań z innymi klientami lokalu, którzy właśnie wyszli na zewnątrz: trójką mężczyzn i kobietą. Policjanci chcą ustalić ich personalia.
- Być może chłopak powiedział im, gdzie zamierza pójść - mówią funkcjonariusze.
Drugie nagranie
Wtedy Marek Wojciechowski był widziany po raz ostatni. Jego krewny uznał, że chłopak poszedł na stancję i już go nie szukał. Sam udał się do innego lokalu. Mężczyzna przyjechał do Lublina z Anglii tylko na kilka dni. Wyjechał już z Polski
Przepadł bez wieści
- Nie ma najmniejszego śladu, który wskazywałby, co się z nim stało - mówi Anna Wojciechowska, ciotka Marka.
Policja podkreśla, że w poszukiwania studenta jest zaangażowanych kilkudziesięciu funkcjonariuszy. Sprawdzili miasteczko akademickie oraz trasę, którą Marek mógł wracać na stancję na Czubach. Przeczesali park Ludowy, okolice rzeki Bystrzycy, wąwóz łączący osiedla LSM i Czuby
- Sprawdzaliśmy czy zaginiony nie wyjechał za granicę, rozmawialiśmy z przewoźnikami - mówi Jacek Deptuś z lubelskiej policji. - I nic. Chłopak przepadł jak kamień w wodę.