Zaledwie 76 tys. zł wpłynęło przez cały zeszły rok do kasy miasta z opłat za używanie Lubelskiego Roweru Miejskiego. W tym samym czasie jego działanie kosztowało budżet Lublina niemal 3,5 mln zł. Czy taki system opłaca się utrzymywać?
O wynikach finansowych Lubelskiego Roweru Miejskiego możemy przeczytać w prezydenckim rozliczeniu z budżetu Lublina za rok 2021. W sprawozdaniu dla radnych prezydent musi określić, czy do kasy miasta trafiło tyle pieniędzy, ile miało trafić i czy wydatki zmieściły się w limitach. Pod tym względem rower miejski okazał się finansową porażką. Co prawda nikt w Ratuszu nie zakładał, że system będzie na siebie zarabiał, ale nikt też się nie spodziewał, że aż tak dużo trzeba będzie do niego dokładać.
Ogromna rozbieżność
Przy układaniu budżetu Lublina przyjęto, że rower da miastu 700 tys. zł przychodu. Chodzi o wpływy z abonamentów, opłaty za wypożyczenia i rezerwację jednośladów, za rejestrację w systemie i kary naliczane łamiącym regulamin.
Przez cały zeszły rok uzbierało się niecałe 11 proc. zakładanej kwoty. – Niskie wykonanie dochodów wynika ze spadku liczby wypożyczeń, który uwarunkowany był trwającą pandemią, zmniejszeniem zainteresowania wypożyczaniem rowerów w miesiącach zimowych – stwierdza prezydent w swym sprawozdaniu. Zwraca również uwagę na to, że system uruchomiono z opóźnieniem z powodu problemów z wybraniem firmy do obsługi rowerów.
O ile przychody drastycznie rozminęły się z planem, o tyle wydatki były mniejsze od założonych o niecałe 7 proc. W zeszłym roku Ratusz wydał na rower miejski niemal 3,5 mln zł. Opłacono za to domenę internetową, sfinansowano serwis, magazynowanie rowerów, ich załadunek, rozładunek i rozruch systemu. – Ponadto sfinansowano miesięczne koszty systemu uzależnione od sposobu liczenia wartości usługi w sezonie letnim i zimowym – czytamy w sprawozdaniu prezydenta.
Nieatrakcyjny, bo płatny?
– To fatalny wynik – komentuje Krzysztof Kowalik, działacz lubelskiego Porozumienia Rowerowego. Zauważa, że przed zmianą zasad rower był bardziej popularny. Poprzednio wszystkie przejazdy nie dłuższe niż 20 minut były darmowe. Według obecnych zasad trzeba płacić za każdą, nawet najkrótszą przejażdżkę.
– Wcześniej 80 proc. osób jeździło rowerami za darmo, więc można było przewidzieć, że te osoby będą chciały dalej jeździć bez opłat. Do nowego systemu przeszliśmy więc z tymi 20 proc. użytkowników, którzy już wcześniej byli skłonni płacić – ocenia Kowalik. Dodaje, że użytkownicy skarżą się również na stan techniczny rowerów.
Ratusz broni systemu
– Zakładane wpływy od użytkowników Lubelskiego Roweru Miejskiego szacowano na podstawie liczby wypożyczeń, liczby użytkowników systemu i wpływów z lat poprzednich. Także wcześniejsze funkcjonowanie systemu opierało się na innych zasadach rozliczeniowych, przewidujących częściową nieodpłatność systemu – tłumaczy Justyna Góźdź z biura prasowego Ratusza. – W tych kalkulacjach nie ujęto też długiego okresu pandemicznego i znacząco zmniejszonej mobilności mieszkańców, która spowodowana była m.in. pracą zdalną i zdalną nauką. To najprawdopodobniej spowodowało, że przyjęte szacunkowe wpływy okazały się niemożliwe do osiągnięcia.
Czy warto to ciągnąć?
Obowiązująca umowa z operatorem Lubelskiego Roweru Miejskiego wygaśnie jesienią. Czy Ratusz wciąż zakłada, że po tym okresie uruchomi nowy system?
– W 2014 r. podczas inauguracji systemu założyliśmy, że będzie on stałym elementem publicznego transportu w Lublinie, stąd systematycznie zapewniamy ciągłość jego funkcjonowania – stwierdza Góźdź. – Na tę chwilę nie planuje się rezygnacji z funkcjonowania Lubelskiego Roweru Miejskiego.
Aktywiści uważają, że należy dać sobie spokój z publicznymi rowerami. – Już przy obecnym systemie proponowaliśmy, żeby tego nie ciągnąć – mówi Kowalik. – Są znacznie bardziej istotne wydatki dotyczące rozwoju ruchu rowerowego. Jeżeli miasto chce, żeby więcej ludzi jeździło na rowerze, to ma w szufladach dokumenty mówiące o tym, jak to osiągnąć.