W bazylice przy ul. Złotej trwają prace przy elewacji a wewnątrz świątyni wszystko przygotowane do układania posadzki. Tymczasem w pracowni pod Rzeszowem konserwatorzy restaurują ołtarze i obrazy. Nawet „Pożar miasta Lublina” będzie wyglądał jak nowy.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
W bazylice dominikanów na Starym Mieście od kilku miesięcy trwają prace remontowo-konserwatorskie.
– Te na zewnątrz są już praktycznie zakończone. Zostały tylko dodatkowe roboty, przez które nie możemy jeszcze rozebrać rusztowań. Chodzi o montaż rynien na wieży. Kiedy będzie dobra pogoda to dekarze się tym zajmą - mówi o. Grzegorz Kluz, przeor lubelskich dominikanów.
– Wtedy rusztowania znikną. I w całej okazałości ukaże się bazylika, zwłaszcza wieża północna, która ma piękną kolorystykę i renesansową imitacją sgraffito (technika polegająca na nakładaniu warstw różnie zabarwionego tynku – red.). Dotarliśmy do pierwotnej kolorystyki, która została odtworzona – dodaje o. Kluz.
W samej bazylice prace konserwatorskie, jeśli chodzi o ściany i sklepienia, są już zakończone. – Niedługo zaczniemy układać nową posadzkę. Na początku lutego do bazyliki będą wracać kolejne ołtarze. Później świątynia będzie malowania – wylicza przeor.
Do Kraczkowej koło Rzeszowa, do tamtejszej pracowni konserwatorskiej pojechały wszystkie zabytki ruchome z bazyliki. Niektóre są już po renowacji i wróciły na swoje miejsce. 90 procent prac jest już wykonanych.
– Pojechały ołtarze i obrazy wielkoformatowe – mówi o. Grzegorz Kluz. – Wśród tych obrazów mamy sześć ze szkoły Tomasza Dolabelli (włoskiego malarza, jednego z głównych twórców malarstwa barokowego w Polsce - red.), są też trzy, mające półkolistą górną krawędź, które wisiały w prezbiterium. Do pracowni pojechał też oczywiście „Pożar miasta Lublina”. Poprzednio był konserwowany w latach 50. ubiegłego wieku.
Przy okazji prowadzonych prac konserwatorzy odkryli ciekawe szczegóły jednego z malowideł.
– Mamy piękny obraz na ołtarzu św. Wincentego Ferreriusza przy filarze. W momencie czyszczenia, ściągania przemalowań okazało się, że święty Wincenty z Ferrary ma skrzydła. Zostały one w późniejszym czasie zamalowane. Może się komuś nie podobały? – zastanawia się przeor. – My oczywiście do tych skrzydeł wracamy – dodaje.