"Rozmowy w tym pomieszczeniu są nagrywane" - kartkę tej treści powiesił na drzwiach swojego gabinetu Paweł Policzkiewicz, szef powiatowego sanepidu w Lublinie.
Na dyktafon dyrektor zamierza nagrywać przede wszystkim interesantów Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. To m.in. szefowie lokali gastronomicznych. - A ja wiem, po co taki do mnie przychodzi, może łapówkę chce mi dać? - podejrzewa.
Do takiego posunięcia skłoniło dyrektora - jak sam mówi - życie.
- Ja mam 35 lat pracy, różne rzeczy przeszedłem - opowiada. - Były niecne propozycje, a jakże. Było zastraszanie, szantażowanie, wyzwiska. To dla bezpieczeństwa mojego i interesantów. Wkrótce będę nagrywał też rozmowy telefoniczne.
Z nagrywania mają być wyłączeni jedynie pracownicy sanepidu.
- Jak dzwonię do jakiegoś funduszu inwestycyjnego lub instytucji finansowej słyszę komunikat, że rozmowa jest nagrywana w celu podnoszenia jakości usług - komentuje dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w Warszawie. - Nie widzę w tym nic złego i niezgodnego z prawem.
Podobnie wypowiada się szef dyrektora Policzkiewicza, dr Janusz Słodziński, zastępca dyrektora Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. - No, powiesił sobie kartkę - mówi. - Uprzedza, że nagrywa, a czy rzeczywiście to robi? To nic nagannego.
Atmosferę trzeba oczyścić
Nalot sanepidu na lokale gastronomiczne zaczął się półtora tygodnia temu. Inspektorzy zamknęli Gospodę u Alfreda po obejrzeniu filmu z polowania na szczury nakręconego na zapleczu. Po dwóch dniach sprzątania i deratyzacji można ją było ponownie otworzyć. We wtorek po południu, z powodu brudu w pomieszczeniach zamknęli restaurację Sfinks. Już następnego dnia restauracja działała. - W nocy lokal został wysprzątany i pozwoliliśmy na jego ponowne otwarcie - zapewnił dyrektor Policzkiewicz. (step, mm)