Dyscyplinującą rozmowę odbył wczoraj prezydent miasta z dyrektorem Wydziału Komunikacji. To efekt naszej wczorajszej publikacji, w której opisaliśmy bałagan panujący przy obsłudze interesantów.
Od kilku dni, by załatwić sprawę w mieszczącym się przy ul. Leszczyńskiego wydziale, trzeba wstać bardzo wcześnie rano i ustawić się w kolejkę po numerek. Pierwsi interesanci zbierają się pod drzwiami nawet o godz. 4 rano. Ci, którzy przyjdą o godz. 8 mają bardzo małe szanse na załatwienie swojej sprawy, o godz. 11 numerków nie ma już wcale.
– Na 12 stanowisk czynnych jest 7. Mam ludzi na urlopach, robię co mogę – tłumaczył nam Tadeusz Franaszczuk, dyrektor wydziału. Wczoraj trafił na dywanik.
– Nie wiedziałem, w ogóle, że realizował taką politykę urlopową. To błąd w sztuce – mówi Krzysztof Żuk, prezydent miasta. – Ciągłość sprawnej obsługi interesantów musi być zapewniona. Liczba urzędników jest do tego wystarczająca, a zawirowania wzięły się z tego, że dyrektor nie skoordynował planów urlopowych swoich podwładnych. Powinien był nad tym panować – dodaje prezydent.
Sytuacja w wydziale ma się poprawić w przyszłym tygodniu, kiedy z urlopów wróci część urzędników.