Ośmioletnia Maja spadła z drzewa wprost na maszynę rolniczą. Wystające i ostre kolce przeszyły serce. Mimo przewiezienia śmigłowcem do szpitala, dziewczynka zmarła w czasie operacji.
- To była taka miła, radosna i ruchliwa dziewczynka. Żywe srebro - mężczyzna jadący na rowerze przystaje na chwilę rozmowy.
- Wiemy o tej tragedii... To ten biały dom przy drodze na początku wsi - młoda kobieta spod sklepu spożywczego wskazuje nam drogę.
W gospodarstwie zastajemy babcię dziewczynki i kuzynki. Mimo ogromnego bólu i żałoby opowiadają, jak było. - O tu się bawiła w dom - Feliksa Tkaczyk, babcia prowadzi nas pod rozłożysty orzech, na który łatwo wspiąć się może nawet dziecko.
Jest tam huśtawka. Mały stoliczek. Zostały lalki. A przy zabawach stoi tzw. słoneczko, kolczasta maszyna do roztrząsania siana. O tym, że jeszcze kilkanaście godzin temu wydarzyła się tu tragedia, świadczy nasiąknięty krwią i deszczem bandaż leżący na ziemi. - Było po szóstej. To była chwila - babcia kryje twarz w dłoniach. - Wnusia wyskoczyła na chwilę na podwórko. Była taka żywa, w każdą dziurkę wlazła. Synowa wyszła za nią zawołać ją na kolację. Ale dziecko leżało już na tej maszynie. Drut wbił się jej o tu, pod żebrem. Nie krzyczała, dyszała tylko.
Wezwano śmigłowiec ratunkowy, który odtransportował ranną do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. - Dziewczynka zmarła. Obrażenia serca były bardzo ciężkie - powiedziała nam Agnieszka Osińska, rzecznik prasowy DSK.
Policja jeszcze nie postawiła nikomu zarzutów. - Czynności prowadzone są w sprawie, a nie przeciwko komuś - zastrzega Marzena Skiba, rzecznik prasowy krasnostawskiej policji. - Zebrany materiał przekażemy prokuratorowi i on zdecyduje, co dalej.
Wiele wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Dziewczynka weszła na drzewo, straciła równowagę i spadła na stojącą pod nim maszynę. (szer)