Organizatorzy i publiczność Festiwalu "Kody” przeżyli w piątek wieczorem prawdziwego dreszczowca. Prawie godzinna burza z ulewą i silnym wiatrem postawiła pod znakiem zapytania koncertowy blok w wirydarzu dominikanów.
Opóźnienie występu i gwałtowny spadek temperatury nie zniechęciły publiczności. Ludzie pokornie czekali, bo spodziewali się dużego wydarzenia artystycznego. I rzeczywiście, to, co zdarzyło się na staromiejskiej scenie za sprawą wrocławskiego sekstetu, było niesamowite.
Małe Instrumenty zaprezentowały fascynujące widowisko muzyczne. Najpierw zobaczyliśmy sześć stanowisk pracy, przy których w półmroku siedzą nieruchomo postaci. Po chwili obraz ożył i pojawiło się więcej światła.
Artyści zaczęli grać na zjawiskowych urządzeniach wytwarzających dźwięki. Inaczej niż w dotychczasowych realizacjach zespołu, dominowały duże konstrukcje.
Muzycy wprawiali w ruch szeregi stojących pionowo pomp, napędzali mechanizm złożony z leżących jedna przy drugiej rur i grali na jeszcze kilku podobnych ni to maszynach, ni to instrumentach. Graniu muzycznemu towarzyszyła intrygująca gra świateł.
Wszystko to miało stworzyć wrażenie, że pracuje tytułowa "Elektrownia dźwięku”. Fabryka, w której następuje przemiana dźwiękowych kompozycji w energię elektryczną i światło. Spektakl był tak sugestywny, że trudno było się oprzeć takiemu wrażeniu.
Żeby przeżyć kolejną dużą przygodę artystyczną, trzeba było przeczekać występ kazachskiego duetu Gulżan Amanżoł i Bachtijar Amanżoł. W tych okolicznościach pogodowych odbieranie medytacyjno-improwizacyjnej muzyki było ponad wytrzymałość wielu słuchaczy. Wycofali się oni do pobliskich knajpek.
Po tym, jak rozeszła się wieść, że zaraz zacznie się ostatnia pozycja piątkowego programu, przed sceną znowu zrobiło się ludnie. Przygotowany specjalnie na "Kody” koncert "Zbyt ostra wymiana dźwięków na laptopy i skrzypce” miał być jednym z największych wydarzeń imprezy. I chyba nikogo nie zawiódł.
Swoisty pojedynek stoczyły ze sobą dwa zespoły - supergrupa z grającymi tradycyjnie skrzypkami Janem Gacą, Ewą Grochowską i Maciejem Filipczukiem oraz trio laptopowe Phonos Ek Mechanes, generujące dźwięki przy użyciu komputerów i sprzęgniętych z nimi instrumentów.
Najpierw tradycjonaliści wykonywali jakiś utwór ludowy, a następnie awangardziści proponowali jego parafrazę. Na warsztat szły głównie kawałki taneczne i podczas występów ludowców na płycie wirydarza wirowały roztańczone pary.
Wersje komputerowców były już raczej do kontemplacji. Ale nie dawały powodów do narzekania, bo fascynowały niebanalnymi pomysłami konstrukcyjnymi i brzmieniowymi. Wraz z tym znakomitym koncertem piątek przeszedł w sobotę.
Ostatni dzień nowego festiwalu to przede wszystkim blok koncertowy w filharmonii (start o godz. 19). Tomasz Stańko z Zespołem Międzynarodowej Szkoły Muzyki zaprezentują odświeżone wersje polskich ludowych kołysanek
Zabrzmią też "Szymanki kurpianowskie”, czyli piętrowe przeróbki pieśni kurpiowskich, dokonane przez Agatę Zubel i Cezarego Duchnowskiego w oparciu o cykl Karola Szymanowskiego Dwanaście pieśni kurpiowskich op. 58 na głos i fortepian. Gościnnie wystąpią pianista Marcin Grabosz i wokalistka Anastazja Bernad.