Inwestor budujący nowe osiedle nie dostał zgody na wycięcie dwóch dużych drzew. Nagle okazało się, że ktoś podciął korzenie innego, rosnącego tuż obok. Sprawę zbadają eksperci
Inwestor odwołał się od tej decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. – W związku z tym odwołaniem odbyła się na miejscu wizja lokalna, podczas której stwierdziliśmy, że podkopane zostały korzenie innego, rosnącego obok klonu – stwierdza Wrona. – Wszczęliśmy postępowanie w tej sprawie i zleciliśmy dendrologowi sporządzenie opinii.
Jeśli okaże się, że drzewo zostało uszkodzone, miasto może z automatu naliczyć karę jego właścicielowi, może też (co jest częstszą praktyką) odroczyć karę na trzy lata i czekać przez ten czas, czy drzewo uda się odratować. Z kierownictwem firmy deweloperskiej nie udało nam się wczoraj skontaktować.
Tymczasem od półtora roku nie udało się zamknąć sprawy topoli, która wiosną zeszłego roku obumarła przy ul. Zamojskiej na działce, której właściciel chciał tu postawić nowy budynek. Monumentalne, 28-metrowe drzewo było kwalifikowane do objęcia ochroną jako pomnik przyrody, wnioskowała o to Rada Kultury Przestrzeni i Zarząd Dzielnicy Śródmieście.
Na ich wniosek jesienią 2011 r. topolę badał ekspert. Orzekł, że jest zdrowa, cenna i powinna być chroniona. Ale nieoczekiwanie zeszłej wiosny drzewo nie wypuściło liści. Miasto zleciło dokładne badania próbek pobranych z topoli. Okazało się, że drzewo zostało uśmiercone poprzez wywiercenie otworów w pniu i wlanie do nich szkodliwej substancji.
Magistrat nadal nie zakończył postępowania w tej sprawie. – Właściciel nieruchomości, na której stoi drzewo poinformował, że zgłaszał policji, że widział kogoś, kto wiercił takie dziury. Czekamy teraz na informację z policji, czy rzeczywiście takie zgłoszenie było – informuje Wrona. – To się niestety sporo czasu ciągnie i pewnie jeszcze będzie się ciągnąć. Tak już jest przy tego typu zdarzeniach, jeśli nie mamy bezpośredniego świadka.