– Nie wydaje mi się, żeby to było w porządku. Przecież dogoniłem listonosza, a i tak musiałem iść na pocztę – opowiada mężczyzna, który doręczyciela gonił z awizo w ręku. Co na to Poczta Polska?
Jeden z naszych Czytelników do tej pory z Pocztą Polską żył raczej dobrze. – Nawet w urzędzie pocztowym zastrzegłem, że listy polecone, których odbioru nie muszę kwitować, były wrzucane do skrzynki – opowiada mężczyzna.
I te stosunki z pocztą układały się dobrze do poniedziałku tydzień temu. Mężczyzna zastał w skrzynce awizo. To był list polecony z urzędu. – Wiedziałem, że listonosz był przed chwilą, wyjąłem druczek i pobiegłem za listonoszem – opowiada.
Czytelnik dogonił doręczyciela na chodniku. Ale listu nie otrzymał. – Listonosz mówił, że nie może mi go wydać, bo w tablecie już wpisał, że jest awizo. Poradził, że mogę iść z nim na pocztę, on zda przesyłki, a ja odbiorę list w okienku – opisuje i narzeka: – Coś chyba nie tak poszło. Co to za problem, żeby na tablecie po prostu zmienić dane i wręczyć mi list. Nie tak to powinno wyglądać – mówi Czytelnik.
Justyna Siwek, rzecznik prasowy Poczty Polskiej wyjaśnia, że od zostawienia awizo do spotkania Czytelnika z listonoszem minęła prawie godzina.
– Listonosz nie wydał mu tych przesyłek z uwagi na wyczerpanie baterii w tablecie, na którym zamierzał pobrać podpis potwierdzający odbiór – informuje rzecznik, ale też przyznaje: – Nasz pracownik mógł w takie sytuacji uzyskać podpis od klienta na formularzu papierowym. Serdecznie przepraszam za niedogodności spowodowane tym incydentem, przypomnieliśmy pracownikowi, jakie są możliwości potwierdzania odbioru przesyłek, aby podobne sytuacje nie miały miejsca w przyszłości.