Nowojorscy mieszkańcy lubelskiego getta żydowskiego są wstrząśnięci sposobem demontażu pomnika na pl. Ofiar Getta w Lublinie.
Marian Morris Wajsbrot, prezes New Lubliner & Vicinity Society: - Nie mogę dojść do siebie. Kiedy zadzownił do mnie spod pomnika Roman Litman i powiedział, co się dzieje, że wykopywane są urny z prochami, że nie ma przy tym rabina, że to się dzieje w sposób urągający godności poległych i naszej religii, byłem wstrząśnięty. Okazało się, że wszystkie nasze starania, aby lubelskie władze wiedziały jak najwięcej o idei budowy pomnika, lokalizacji i przebiegu uroczystości odsłonięcia zdały się psu na budę...
- Przede wszystkim to, że jasno napisaliśmy w naszym liście do władz Lublina, że w podstawę pomnika wmurowano urny z prochami żydowskimi i ziemią z miejsc kaźni. Powiedziałem o tym w Dzienniku Wschodnim, gazeta pokazała nawet zdjęcie jak stoję z urną z prochami. Sprawę opisywały lubelskie gazety z listopada 1963 roku, filmowała kronika filmowa. To wszystko zostało zignorowane przez konserwatora zabytków Dariusza Kopciowskiego, na którego "ekspertyzy” chętnie powoływał się Ratusz, a który wbrew oczywistym faktom twierdził, że nie ma dowodów na złożenie pod pomnikiem prochów. Obrażał nas tym, ale uznaliśmy, że po kulawej ugodzie z prezydentem miasta Andrzejem Pruszkowskim i inwestorem Andrzejem Wilczewskim, jednak Lublin zaakceptował wiedzę o prochach żydowskich ofiar, oraz że stosownie do tego będzie postępował podczas przenoszenia pomnika na czas budowy.
• To znaczy jak?
- Przy zapewnieniu asysty rabina, ze stosowną w takie sytuacji modlitwą, stosownym ceremoniałem należnym prochom ludzkim oraz wcześniejszym ustaleniem z gminą żydowską dalszego procedowania po wydobyciu urn spod pomnika. To wszystko zaniedbano. W efekcie dopuszczono się zniewagi ofiar, których prochy spoczywały w tym miejscu, a ich rodziny z całego świata zjeżdżały, by odmawiać tu modlitwę za zmarłych kadisz. W Stanach Zjednoczonych i znanych mi państwach Zachodu uznane zostałoby to za złamanie prawa.
Konserwator twierdzi, że jakkolwiek nie wierzył, że tam są prochy, to kategorycznie takiej niespodzianki nie wykluczał. Z kolei inwestor powiada, że nie zawiadomił społeczności żydowskiej o demontażu postumentu, pod którym znaleziono urny, bo zrozumiał, że ma powiadomić, kiedy będzie zdejmowany... sam pomnik.
Pokazuje to tylko złą wolę i grę pozorów, jaka się z nami prowadzi w Lublinie. Zapytam więc wprost: Co by się działo, gdyby taką grę prowadzono z Polakami w sprawie prochów poległych w Katyniu, albo ofiara bolszewickiego najazdu na Polskę w 1920 roku?
- Nigdy się nie zgodzimy, aby było to rozwiązanie docelowe. Prochy muszą wrócić pod pomnik, kiedy on sam znów wróci na swoje miejsce po zakończeniu budowy przy ul. Świętoduskiej. Pod ten pomnik z tablicami z nazwami miejsce kaźni i prochami z nich pobranymi przybywali potomkowie Żydów w tych miejscach zgładzonych, by się modlić za ich dusze. Nikt nam nie będzie tego zmieniał...
• Pomnik leży teraz na placu przed Szkoła Podstawową nr 24 przy ulicy Niecałej i czeka na montaż.
- Uważam to za kolejny skandal. Teren pod jego postawienie w tym miejscu powinien być przygotowany nim rozpoczęto demontaż. Uważamy, że pomnik jest w ten sposób bezczeszczony.
- Oczywiście tego, mimo naszych próśb, nie zrobiono. Poprosiliśmy reprezentującego nas w Lublinie prawnika, aby porozmawiał o tym z nowym prezydentem Lublina panem Adamem Wasilewskim. Jak słyszymy wywodzi się on z orientacji politycznej nie mającej "problemów” z faktem, że w Polsce kiedyś byli Żydzi i ich resztki są nadal, że jesteśmy częścią historii Polski i należy wyciągać z tego cywilizowane konsekwencje. Tak, jak w innych krajach świata cywilizacji zachodniej. Żywimy nadzieję, że nowy prezydent Lublina zdoła przywrócić te standardy cywilizacyjne także w swoim mieście, które optymistycznie za "swoje” uważamy także my, jego dawni mieszkańcy.
Rozmawiał: Patryk Małecki, Nowy Jork