Czy niezrzeszeni taksówkarze mogą umieszczać na tzw. kogutach napisy sugerujące pasażerom, że pojazd należy do korporacji radio-taxi? Po licznych skargach pasażerów, którzy przepłacili za kurs, Ratusz wystąpił o opinię prawną w tej sprawie.
– Ostatnio zdarzyło mi się skorzystać z takiej taksówki – skarży się pan Stanisław, jeden z naszych Czytelników. – W biały dzień za kurs spod Zamku na Tatary zapłaciłem 20 złotych, czyli dwa razy więcej niż zazwyczaj. Przecież to zwykłe oszustwo!
Pan Stanisław nie jest jedynym, który interweniował w tej sprawie w Wydziale Komunikacji Urzędu Miasta, zajmującym się lubelskimi taksówkami. Urzędnicy doskonale znają ten problem. – Taksówkarze wyszukują sobie numery telefonów zawierające cyfry 196, które występują w numerach do firm radio-taxi i umieszczają je na "kogutach”. Tyle że część cyfr jest napisana większą czcionką, a część bardzo małą. A stawki za przejazd, które pobierają od pasażerów, są znacznie wyższe od tych stosowanych przez radio-taxi – wyjaśnia Tadeusz Franaszczuk, dyrektor wydziału.
Ceny też nie mogą być dla pasażera żadną tajemnicą. Taksówkarze bezwzględnie muszą umieszczać stawki za swe usługi. Taka naklejka musi znajdować się w prawym górnym rogu prawych tylnych drzwi pojazdu. Jej wzór, jak i wielkość czcionki, są ściśle określone przez miasto. – I przed wejściem do taksówki pasażer powinien zapoznać się z cennikiem – radzi Franaszczuk. A jeśli naklejki nie ma – najlepiej nie wsiadać.
Miejscy prawnicy do tej pory twierdzili, że podszywanie się "słupkowych” taksówkarzy pod tych z radio-taxi nie narusza prawa. – Przepisy mówią, że na dachu taksówki musi być oznaczenie "TAXI”, a po obu stronach tego napisu mogą znajdować się dowolne treści, np. reklamy – stwierdza Franaszczuk. – Mimo to, po ostatnich skargach pasażerów, wystąpiliśmy w tej sprawie o opinię prawną do Ministerstwa Infrastruktury oraz do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który może sprawdzić, czy takie działanie nie narusza praw konsumenta.
– Jeżeli pismo będzie miało charakter zawiadomienia o ewentualnych naruszeniach prawa, to będziemy tę sprawę analizować – zapowiada już Ewa Wiszniowska, dyrektor lubelskiej delegatury UOKiK. Na razie pismo z magistratu do niej nie dotarło.