Jeśli praca za granicą, to nigdy ta załatwiana przez polskiego pośrednika i pod polskim nadzorem. Takie wnioski płyną z opinii pracowników, którzy mają za sobą bolesne doświadczenia
Upokorzenia, wyzwiska, dwuznaczne propozycje. Tak pracę w Niemczech pod okiem polskich szefów opisała nam grupa pracowników z regionu lubelskiego. – Chciałabym ostrzec wszystkich myślących o łatwym zarobku w Niemczech. Tam można zarobić, ale kosztem wartości moralnych, poniżenia, poniewierania. I to przez Polaków – napisała pani Anna w imieniu swoim i swoich znajomych. – Uśmiechnął się do mnie pan prezes: "Mam samochód, pojedź ze mną dziecinko, nie będziesz się cisnęła z tym bydłem”. Od tego dnia nachodził mnie w polu, w pokoju, dając mi wprost do zrozumienia, jak bez problemu załatwia się zaliczanie skrzynek. W końcu wyraźna propozycja: albo randka, albo kasa. (…) To, co przeżyłam ja, moi koledzy i koleżanki z rąk polskich poganiaczy było koszmarem.
Przeczytaj cały list: Praca w Niemczech. "Jak chcesz zarobić, to im daj albo zapłać"
Po opublikowanym przez nas liście na forum.dziennikwschodni.pl rozgorzała dyskusja na temat warunków pracy za granicą. Z wpisów wynika jasno, że najgorsze, co może spotkać Polaka pracującego za granicą, to …polski szef.
– Od lat pracuję dla niemieckich firm i co może być najgorsze to praca przez polskiego pośrednika. Niestety, ale z daleka od domu, rodziny i swojego środowiska wychodzi cała prawda o tym, jakim się jest człowiekiem. A tacy "Prezesi” i "Generałowie” to jeszcze wytwór postsowieckiego systemu… – napisała na forum Dziennika Wschodniego "mmm”.
– Sprawa jest prosta: szukasz pracy za granicą, to znajdź ją sam! – podpowiada kolejny Internauta. – Jak korzystasz z pośredników, to albo trafisz na polskiego "kapo”, albo dostaniesz minimalną stawkę, a drugie tyle zgarnie firma pośrednicząca – choć to powinno się bardziej nazywać firmą czerpiącą zyski z niewolnictwa...
"Jodge” pisze jeszcze dosadniej: Za wszystko chcą odsyp. Począwszy od załatwienia pracy kończąc na zwykłej obywatelskiej pomocy.... – "Polactwo” wyzyskuje "polactwo”. Jeżeli pracujesz u Polaka to musisz się liczyć, że dostajesz najniższą stawkę lub jedną z niższych. (…) Na czysto na łatwowiernych Polakach ma ok. 2000 euro, nieopodatkowane i bez żadnego wysiłku – pisze "W.J.” – Najgorsze, co może być, to właśnie brygadzista Polak za granicą. Jak jeden człowiek swojemu rodakowi może tak rujnować psychikę i jeszcze mieć z tego satysfakcję?… – dziwi się "Basia”. I radzi: Nigdy w życiu nie jedzcie do pracy, gdzie takie "polskie zero” pomiata ludźmi.
DORADCA RADZI
Jak zatem nie wpaść w pułapki, o jakich piszą nasi Czytelnicy?
– Najlepiej unikać polskich pośredników i szukać pracy bezpośrednio u zagranicznych pracodawców – podpowiada Marta Sadłowska, doradca Europejskich Służb Zatrudnienia (EURES).
A takich ofert nie brakuje. W dodatku są one sprawdzone przez służby zatrudnienia danego kraju, które dokładnie weryfikują pracodawców i sprawdzają legalność ofert. – Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat mieliśmy zaledwie dwie skargi od polskich pracowników na warunki pracy za granicą – dodaje Sadłowska. – Po sprawdzeniu okazało się, że wina leżała po stronie pracowników.