Wiceprezydent Lublina wydał wojnę pseudo- parkingowym.
Do boju rzucił strażników miejskich. Z wczorajszego starcia zwycięsko wyszli ci pierwsi
Co dzieje się na lubelskich parkingach, ostatni raz sprawdzaliśmy w środę. Wszędzie „urzędowali” parkingowi naciągacze. Jedni sprzedawali bilety i dyskretnie sugerowali dodatkową opłatę za pilnowanie. Inni po prostu chodzili po parkingach i pod pozorem pomocy w pozostawianiu auta próbowali wymuszać drobne kwoty od kierowców. – Na poczet pilnowania – mówi Tomasz Ledoń, przedstawiciel handlowy jednej z firm. – Często przyjeżdżam do Lublina i prawie zawsze spotykam tych pilnowaczy.
W poniedziałek Zbigniew Wojciechowski, wiceprezydent Lublina, wydał wojnę pseudoparkingowym. Do rozprawienia się z nimi rzucił wczoraj strażników miejskich.
Kto wygrał w tym starciu? Postanowiliśmy sprawdzić.
Godz. 9, centrum miasta.
Co dziesięć minut jedzie czerwony samochód z napisem „Straż Miejska”. W okolicy Galerii Centrum żadnego pseudoparkingowego.
Godz. 10, Krakowskie Przedmieście.
Przed kościołem oo. Kapucynów stoi czterech mężczyzn w dwóch parach. To ci sami, których spotkaliśmy w środę. Właśnie przeliczają bilety parkingowe, które oferują następnie kierowcom. W chwili, gdy dostrzegli aparat fotograficzny, wszelki słuch po nich zaginął.
Godz. 12.30, ul. Peowiaków.
Na parkingu przed Centrum Kultury uwija się kilku mężczyzn. Wśród nich znajduje się także ten, który w środę groził pobiciem naszemu fotoreporterowi. Kilkanaście metrów dalej, na ul. Karłowicza pod budynkiem, gdzie siedzibę ma PSL i NSA również „pracuje” pseudoparkingowy. Właśnie negocjuje cenę z kierowcą niebieskiego fiata punto.
Godz. 13.15, parkingi wzdłuż ul. Obrońców Pokoju.
W okolicy cmentarza stoi liczna sześcioosobowa grupa. Nie sprzedają biletów, pomagają tylko w parkowaniu i wyłudzają pieniądze na tanie wino.
Godz. 14. Parkingi przy Krakowskim Przedmieściu.
Okolice budynku sądu. Miejsca szukają samochody na różnych rejestracjach. Do wysiadających kierowców nikt nie podchodzi. – Zawsze tu parkuję. Jeszcze się nie zdarzyło, by mnie ktoś nie nagabywał. Nie mam pojęcia, co się stało – dziwił się mężczyzna w średnim wieku.