Rozmowa z Katarzyną Dardzińską, współwłaścicielką Antykwariatu Lublin, który wczoraj miał 25. urodziny.
- Lublinianie czytają?
- To bardzo inteligentni i kulturalni ludzie. Czytają wszystko. Jest zapotrzebowanie na książki z każdej dziedziny. Przychodzą rodzice z malutkimi dziećmi, studenci, ludzie pracujący i seniorzy. Sprzedaję wszystko od książek dziecięcych, przez kucharskie, beletrystykę, podręczniki… Są wszystkie możliwe działy. Dużym zainteresowaniem cieszą się też książki z zakresu psychologii i samorozwoju.
- To efekt koronawirusa?
- Niekoniecznie. Te książki zawsze cieszyły się dużym powodzeniem. Podobnie jak pedagogika. Dzieje się tak chyba dlatego, że takie wydziały są zarówno na KUL, jak i na UMCS.
- Dlaczego zachodzimy do antykwariatu, a nie do księgarni?
- Księgarnie są znakomitym miejscem, ale idziemy tam głównie po nowości. W antykwariacie mamy książki wydane w tym roku, ale też i 100 lat wcześniej. Ludzie ich szukają, bo jest wiele tytułów wydanych kilkadziesiąt lat temu, które nie były już wznawiane. Być może dla wydawców są już mało atrakcyjne, a może mamy tylu współczesnych pisarzy, że wydawcy nie widzą takiej potrzeby.
- Jak to się wszystko zaczęło?
- 1 czerwca 1996 roku mój były już mąż wspólnie ze swoim kolegą założyli Lubelskie Centrum Książki na Krakowskim Przedmieściu 53 nad delikatesami Społem. To była tania książka i nowości wydawnicze. Ja w tym czasie broniłam pracę magisterską z resocjalizacji. Do Lublina przyjechałam w zasadzie tylko na chwilę i tak już zostałam.
- Kiedy pojawił się antykwariat?
- Jakiś czas później, na prośbę czytelników, pojawiła się sala z antykwariatem. Zainteresowanie nią było tak duże, że firma stała się wkrótce tylko antykwariatem. W tej chwili nowości wydawnicze sprowadzam tylko na zamówienia klientów.
- Klienci szukają białych kruków?
- Nawet w poniedziałek była para szukająca pierwszych wydań. W Antykwariacie spędzili ponad dwie godziny. Nie wiem, czy znaleźli to, czego szukali, ale kupili kilkadziesiąt książek.
- Pani ulubiona książka?
- Nie mam takiej. Ulubioną jest każda książka, którą właśnie czytam. W danym momencie jest dla mnie najznakomitsza.
- Zdarza się, że zaczyna pani czytać i odkłada książkę po kilku stronach?
- Mam test pierwszej strony. Jeśli nie jestem w stanie przez nią przebrnąć, to dalej nie czytam.
- Odkłada ją pani bez wyrzutów sumienia?
- Teraz już tak. Szkoda mi czasu na kiepskie książki, które czyta się chropowato i bez tego czegoś, co by mnie wciągnęło od pierwszego zdania, od pierwszej strony. Jest tyle książek do przeczytania, że na nudne szkoda mi czasu. Ale zdecydowana większość, która trafia mi w ręce, jest wspaniała. To pozycje, które potem kompletuję.
- Domowa biblioteka jest więc chyba ogromna.
- Mała. To tylko około 2 tysięcy książek. Niestety, nie można mieć w życiu wszystkiego, co by się chciało.
- Antykwariat Lublin działa przy ul. Jasnej. To miejsce, które wkrótce czekają duże zmiany budowlane. Szuka już pani nowego lokalu?
- Przez te 25 lat miałam kilka zmian lokalizacji i zmian nazw. Wierni klienci pamiętają zapewne także „Kawiarnię Literacką” z ogromnym wyborem kaw, herbat i innych napojów relaksujących Umowę na lokal przy Jasnej mam podpisaną do końca czerwca. W tej chwili wiem tylko tyle. Jak będzie trzeba, będę szukała nowego miejsca. Nie wyobrażam sobie życia bez książek, bez Antykwariatu, bez tego, co robię.
- Czyli powinniśmy życzyć kolejnych 25 lat.
- Mój ideał śmierci to umrzeć w pracy i żeby mnie znaleźli klienci zasypaną książkami (śmiech). Bezczynność nie jest dla mnie.