– Część polityków PSL, zaniepokojonych sytuacją w partii, zdecydowała się wystąpić do prezesa. To był prywatny list w dwóch egzemplarzach i nie mogę się nadziwić, jak trafił do prasy.
• Jeden egzemplarz macie wy?
– Tak. Nikt z autorów nie udostępniał go dziennikarzom.
• Chodziło wam o odwołanie Kalinowskiego?
– Tak mnie, jak i innym inicjatorom i autorom listu chodziło o wywołanie dyskusji nad przyszłością PSL.
• Czy to prawda, że PSL stoi pod ścianą?
– Nie da się ukryć, że notowania naszej partii spadają. W okresie prezesury Jarosława Kalinowskiego ponieśliśmy ogromne straty finansowe. Ale najgorsze jest to, że obecnemu kierownictwu PSL brak koncepcji na rozsądny rozwój. Zamiast iść do przodu, stoimy w miejscu. Na to szkoda czasu.
• W radiowej Trójce Kalinowski sprawę zbagatelizował, winę zwalając na dziennikarzy, którzy jak zwykle szukają sensacji. W każdym razie z przewodzenia partii wcale nie myśli rezygnować. Co pan na to?
– W takim razie przydałoby się prezesowi więcej pokory. Myślę, że na dzisiejszy dzień wyczerpał swoje możliwości w rozwijaniu partii. Powinien trzeźwo spojrzeć na to, co zrobił i ustąpić, po to by dać szansę innym.
• Może pan szykuje się na szefa PSL?
– Gdyby zależało mi na tym stanowisku, zrobiłbym to dużo wcześniej. Były takie szanse, ale z nich nie skorzystałem.
• Czy dziś wśród działaczy PSL są lepsi od Kalinowskiego?
– Są. Nawet na Lubelszczyźnie, ale na razie nie będę podawał nazwisk.