Komendant Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie rozbił służbowy samochód, ale za naprawę szkód zapłacił jego podwładny. Komendant zwrócił mu pieniądze dopiero po naszej interwencji.
Choć za kierownicą auta siedział Kowalewski, to za naprawę pojazdu zapłacił strażnik, który jechał na siedzeniu obok komendanta. Wskazuje na to faktura nr 2/2011 wystawiona 27 stycznia przez zakład blacharski przy Drodze Męczenników Majdanka w Lublinie. Strażnik z własnej kieszeni zapłacił 1241 zł za naprawę służbowego auta, należącego do Urzędu Wojewódzkiego. Dlaczego?
Kiedy pierwszy raz napisaliśmy o styczniowej kolizji, okazało się, że pojazd nie posiadał ważnych badań technicznych. Urząd zapewnia, że powinien tego pilnować strażnik jadący z komendantem. – Koszty naprawy samochodu pokryją wspólnie pracownik Państwowej Straży Łowieckiej, który odpowiadał za pojazd i komendant – mówiła Małgorzata Tatara, rzecznik wojewody.
Jednak, jak się dowiedzieliśmy, komendant wręczył gotówkę strażnikowi dopiero w piątek, po naszym telefonie do urzędu w tej sprawie.
– Wcześniej nie miałem pieniędzy. Jestem przedsiębiorcą, ale na skraju bankructwa – mówi Stefan Kowalewski.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że strażnik zeznawał w sądowej sprawie przeciwko komendantowi. Kilka miesięcy temu Sąd Okręgowy w Lublinie uznał, że Kowalewski nie miał oprawa aresztować myśliwego, którego posądził w 2009 roku o kłusownictwo. Strażnik był świadkiem feralnego zatrzymania. Sąd umorzył postępowanie ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu.
Teraz chełmska prokuratura sprawdza czy komendant nie złamał prawa zostawiając niezabezpieczoną broń zatrzymanego myśliwego.