

W poniedziałek pisaliśmy, że mieszkańcom z ul. Konrada Wallenroda w Lublinie zaginął piękny dachowiec. Przyszli do redakcji i prosili o pomoc. Teraz zadzwonili, że Dżeki się znalazł

- Ktoś zadzwonił, że kot siedzi pod drzewem i nie daje do siebie podejść. Natychmiast pobiegłam i zaczęłam wołać. Zareagował na imię, zaczął się łasić. Nic mu się nie stało. Bardzo schudł, ale to nic dziwnego, nie było go w domu od 2 lipca – opowiada uradowana właścicielka, która razem z bliskimi bardzo przeżywała stratę ukochanego kota. I prosiła, żeby podziękować wszystkim, którzy dzwonili z informacjami o możliwych miejscach pobytu czworonoga.
- Jest z nami w domu trzy i pół roku. Uratowaliśmy mu życie, bo przygarnęliśmy zwierzaka, którego ktoś znalazł pod samochodem. Przeczytaliśmy informację właśnie w Dzienniku Wschodnim i tak do nas trafił. Zawsze chodził po klatce schodowej, pewnie ktoś wychodził z wózkiem, drzwi się wolno zamykają i wtedy wyszedł. I nie miał już jak wrócić – relacjonowali właściciele Dżekiego.