To oczywiste, że właściciel warsztatu został skrzywdzony - przyznał blisko miesiąc temu prezydent miasta. Mimo to Ratusz nie znalazł sposobu by pomóc przedsiębiorcy.
W planie napisano, że na (należącej do dewelopera) sąsiedniej działce, zaraz za płotem, może powstać blok mieszkalny. Jego przyszłym lokatorom nie musi się podobać ani woń chemikaliów z warsztatowej lakierni, ani hałasy nocnej pomocy drogowej. Właściciel warsztatu obawia się, że jeśli powstanie tu blok, to jego lokatorzy mogą domagać się zamknięcia jego firmy, jako zbyt uciążliwej dla lokatorów.
To dlatego przedsiębiorca wystąpił do Rady Miasta z wezwaniem do usunięcia naruszenia prawa, bo jego zdaniem prawo zostało tu naruszone planem zagospodarowania terenu. Ratusz uznał, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem i rekomendował radnym odrzucenie wezwania. Sprawa stanęła na posiedzeniu pod koniec lutego, ale radni zdecydowali, że nie będą jeszcze głosować i dadzą sobie czas na znalezienie rozwiązania.
- To oczywiste, że właściciel warsztatu został skrzywdzony - przyznał w rozmowie z nami po lutowej sesji Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. - Nikt nie dyskutuje z tym, że w tej sytuacji ma prawo do rekompensaty, ale on nie chce rekompensaty, tylko chce móc dalej prowadzić tu swoją działalność - dodał Żuk.
Sprawa wróci na sesję zaplanowaną na najbliższy czwartek. Na przełom się nie zanosi, bo do radnych dotarł właśnie nowy prezydencki projekt uchwały uznający skargę za bezzasadną. Dlaczego?
- Skarżący zarzuca nam naruszenie prawa, a to nie zostało naruszone, niezależnie od obiektywnej oceny. Ten przypadek możemy oceniać w różnym zakresie i brać pod uwagę różne aspekty, ale bez wątpienia plan zagospodarowania nie narusza stanu prawnego - tłumaczy Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
Ratusz uznał, że problemu kolidującego ze sobą sąsiedztwa nie jest władny rozwiązać. - Próba uchylenia tego planu skutkowałaby tym, że deweloper mógłby mieć w stosunku do miasta roszczenia wynikające z naruszenia jego interesów - dodaje Krzyżanowska.