Kosztowny sprzęt, który miał ułatwić życie petentom w Sądzie Okręgowym w Lublinie, od lat jest bezużyteczny. W budynku przy Krakowskim Przedmieściu 43 czarna skrzynka wisi obok każdej z piętnastu sal rozpraw. To tzw. elektroniczne wokandy. Nie działają od dawna.
Sąd kupił tablice za pieniądze Ministerstwa Sprawiedliwości kilka lat temu. Miało to ułatwić życie petentom, a pracownicy sądu mieli zapomnieć o drukowaniu i wywieszaniu kartek z informacjami o rozprawach.
Początkowo rzeczywiście na ekranach pojawiały się informacje. Ale szybko elektroniczne wokandy przestały działać. Tak jest do dziś. – Nasz sąd pierwszy zamontował taki system. Wówczas był pionierski – mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Urządzenia działały przez okres gwarancyjny. Potem zaczęły się psuć.
Lubelski sąd nie planuje naprawy urządzeń. W przyszłości chce zastąpić je nowymi, ale stanie się to dopiero przy okazji remontu całego budynku. – Zmieniło się oprogramowanie, system jest już przestarzały, naprawa tablic się nie opłaca – tłumaczy Ozimek.
Ile sąd wydał na zakup i montaż elektronicznych wokand? Nie wiadomo. Rzecznik SO w Lublinie nie miał wczoraj takich danych.
Razem z elektronicznymi wokandami w głównym holu sądu pojawiły się duże ekrany. Wyświetlają się na nich numery spraw, które zaplanowano na dany dzień. Można się z nich dowiedzieć, w której sali odbędzie proces oraz czy już się zakończył. Ale jeśli ktoś nie zna numeru sprawy – takie informacje w niczym nie pomogą.
Informowaniu petentów mają służyć też infoboksy z ekranami dotykowymi zainstalowane na niektórych sądowych korytarzach. Wczoraj informatycy je zdemontowali, ale urządzenia wkrótce wrócą. – A na wyświetlaczach będzie pojawiać się więcej informacji – zapowiada Ozimek.