Wczoraj przed Sądem Okręgowym w Lublinie ruszył proces Jerzego Ł. - Absolutnie się nie przyznaję - zaczął swoje wyjaśnienia "Krasnal”, 2-metrowy olbrzym. Potem przez dwie godziny opowiadał ze szczegółami o każdej wypitej butelce wódki, libacjach, o Edkach, Ryśkach i Staszkach, z którymi pił.
Józef W., o którego zamordowanie jest oskarżony "Krasnal”, ostatni raz był widziany 11 maja zeszłego roku podczas libacji w domu Jerzego Ł. Tam właśnie przy świadkach miał zarzucić gospodarzowi zabicie Kazimierza M., jednego z mieszkańców Rudy. Zagroził, że powie, gdzie są zakopane zwłoki. Długiego poniosło. Według jednego z uczestników popijawy, "Krasnal” chwycił za siekierę. Uderzył Józefa W. w głowę. Pozostali uczestnicy libacji uciekli.
- O zniknięciu ojca dowiedzieliśmy się dopiero po 10 dniach - mówi jego córka, która przysłuchiwała się rozprawie. - Zadzwonił brat ojca i zapytał, czy go u nas nie ma. Zawiadomiliśmy policję.
W połowie czerwca na brzegu glinianki dzieci znalazły ludzką rękę. Po tatuażu rodzina rozpoznała szczątki Józefa W. Z wody płetwonurkowie wyłowili jego pogruchotaną głowę. Reszty ciała nie udało się znaleźć.
W domku, w którym mieszkał "Krasnal”, natrafiono na rower zabitego. (- Znalazłem przy drodze i zaprowadziłem na podwórko - tłumaczył w sądzie). Na ubraniu Ł. miał też jego krew. Oskarżony i na to miał wytłumaczenie. - Józek przewrócił się po pijanemu i podrapał głowę o drewno. Ubrudził mnie krwią, jak go podnosiłem. A 11 maja w ogóle go nie widziałem.
Gdy wczoraj w Lublinie "Krasnal” składał wyjaśnienia, w Rudzie Opalin życie toczyło się jak każdego dnia. W torfiance, w której znaleziono części ciała, w ostatnie upalne dni kąpały się dzieci, a wędkarze łowią tu ryby. Ludzie niechętnie opowiadają o zbrodni sprzed roku. Stojący na skraju wsi drewniany domek "Krasnala”, w którym miało dojść do zbrodni, jest opuszczony. Długi Jurek zamieszkał w nim pod koniec lat 90., gdy wyszedł z więzienia za zabicie ojca.
- Jurek lubił sobie wypić, to fakt. Ale na pewno nie był awanturnikiem - mówi jeden z jego znajomych.
Jednak inni mieszkańcy zwracają uwagę na serię tajemniczych zdarzeń, do których doszło, gdy do wsi sprowadził się "Krasnal”. W krótkim czasie jeden po drugim w niewyjaśnionych okolicznościach ginęli jego kompani od kieliszka. Do wszystkich przypadków doszło w 2000 roku. Najpierw, w czerwcu, znaleziono Alinę M. Wisiała na przydrożnym drzewie. Potem, w październiku, w pożarze domu spłonęli Henryk Z. i Stanisław S. Ostatni, w grudniu, zaginął Kazimierz M., ten sam, o którego śmierć oskarżył "Krasnala” podczas libacji Józef W.
Czy Długi Jurek ma z tymi przypadkami coś wspólnego? - Że jak wyszedł z więzienia to od razu zbir? - broni go jeden z kolegów. Ale inni od razu dodają. - Za dużo w tym wszystkim zbiegów okoliczności.