Władze oświatowe walczą ze ściąganiem na lekcjach. Tymczasem w księgarni uczniowie bez żadnych problemów mogą kupić ściągi. Także w wersji „kieszonkowej”. Niektórzy z wydawców posuwają się jeszcze dalej. Wysyłają ściągi bezpośrednio do szkół.
Zajrzeliśmy do najbliższej księgarni. Na półkach ściągi z matematyki, języka polskiego. Dla uczniów podstawówek, gimnazjalistów i szkół średnich.
– Ja się nie pytam, co z tym robią. Dlaczego nie ułatwiać sobie życia, skoro można – stwierdza jedna ze współwłaścicielek księgarni „Ezop” w Lublinie zapytana o to, czy sprzedaży tego typu publikacji nie uważa za nieetyczną.
Monopolistą w „produkcji” ściąg jest krakowskie wydawnictwo GREG. – Nikt nie będzie z panią rozmawiał – powiedziano nam w wydawnictwie. Próbowaliśmy także ustalić, kto wydaje pozwolenia na druk takich publikacji i czy istnieje jakakolwiek instytucja kontrolująca to, co trafia do plecaka ucznia.
– Sprawdzamy jedynie podręczniki szkolne – informuje Izydora Kos-Górczyńska, naczelnik Wydziału Programowego Podręczników w Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu. – Kontrola tego typu publikacji wykracza poza nasze obowiązki i uprawnienia.
– Mamy wolny rynek. Nie możemy zakazać wydawania czegokolwiek – dodaje Piotr Marciszuk, wiceprezes Polskiej Izby Książki i właściciel wydawnictwa „Stentor”.
Bezsilne jest także Kuratorium Oświaty. Zdaniem lubelskiego kuratora w sytuacji, gdy jednym z zadań polskiej oświaty jest zwalczanie wszelkich przejawów nieuczciwości w szkole, tego typu oferta wydawnicza jest działaniem wyłącznie marketingowym.
– Skoro sprzedają ściągi w księgarniach, chyba nie są zabronione – zastanawia się Paweł, uczeń jednego z lubelskich gimnazjów. – Są tam streszczenia lektur i takie małe ściągi. Zabieram je ze sobą na klasówki i sprawdziany. Tak na wszelki wypadek.