Jak walczyć z korupcją? Czy wyciąganie konsekwencji służbowych w stosunku do pracowników to kalanie własnego gniazda? Paweł Policzkiewicz, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno- Epidemiologicznej w Lublinie zna odpowiedzi
Jak sześć przykazań:
Po pierwsze pracownik nigdy sam nie idzie na kontrolę
– Pracownik nie może iść sam, co wcześniej się zdarzało. Powodem jest nie tylko jego bezpieczeństwo. Nie chcę, żeby został o coś pomówiony. Z drugiej strony, idąc w parze trudniej jest, pracownikowi "przyjąć propozycję korupcyjną” – tłumaczy Policzkiewicz. "Pary”, jak dodaje dyrektor również się zmieniają. Nie ma stałych zespołów.
– Pracownik dowiaduje się o tym, gdzie i z kim idzie na chwilę przed wyjściem – wyjaśnia Barbara Sawa-Wojtanowicz, kierownik sekcji żywienia, żywności i przedmiotów użytku w sanepidzie.
Po drugie pracownik idzie na kontrolę tylko na polecenie kierownika lub dyrektora, nigdy z własnej inicjatywy (są wyjątki).
Podobnie jest z wyborem obiektu do kontroli. Nie może być tak, że ktoś sobie sam wybiera obiekt kontroli. Decyduje kierownik. – Dlaczego wysłałem kontrole do Centrum Stomatologii Klinicznej? Bo miałem podejrzenie, że jednym wiertłem, co się potwierdziło, załatwia się średnio 15 pacjentów. Zarzut i zaniedbanie poważne, więc zamknąłem klinikę – wyjaśnia dyrektor. – Biorę na siebie odpowiedzialność, wysyłając pracowników na kontrolę i podpisując decyzję o zamknięciu. Nie może być tak, że kontrolerzy idą sobie tam, gdzie chcą.
Kolejną sprawą jest decydowanie o skutkach kontroli. Pracownik tylko wydaje opinię, a decyzję np. o ewentualnym zamknięciu podejmują wspólnie dyrektor, kierownik i pracownicy, którzy byli na kontroli.
Po trzecie pracownik ma zawsze laptop przy sobie i na miejscu drukuje protokół.
– Wybrałem między kupnem kolejnego samochodu, co moim zdaniem było bez sensu, a kupnem laptopów. To nie tylko ułatwienie pracy; teraz kontrolerzy mają wszelkie ustawy i przepisy pod ręką. A ja mogę zawsze sprawdzić, czy coś nie zostało poprawione, albo przekręcone – podkreśla Policzkiewicz
Po czwarte rozmowy z interesantami są nagrywane
– Ja nie podsłuchuję, ja tylko rejestruje rozmowę. Moi rozmówcy mają tego świadomość. Żeby nie być zbluzganym, żeby nie być straszonym, ale również, żeby uniknąć propozycji korupcyjnych – mówi dyrektor. Czy to zdaje egzamin? – Jakby nie zdawało, to nie byłoby zatrzymań. Jakby nie zdawało egzaminu, to nie wprowadzałbym kar regulaminowych. Gdy kogoś złapię, to nie osądzam czy dany pracownik to zrobił z lenistwa, z braku wiedzy czy, że dostał jakąś gratyfikacje. Ja tego nie wiem. Wyciągam tylko konsekwencje służbowe. Resztą niech się zajmą organy ścigania.
Po piąte jeśli inspektor ma znajomego restauratora, nigdy go służbowo nie odwiedzi
Biała korupcja. Nie ma tu żadnych pieniędzy. Jest przysługa. Przykład? Pracownik idzie na rękę dyrektorowi szkoły, do której chodzi jego dziecko. Idzie się na rękę przychodni zdrowia, bo się w niej leczy. – Taki rodzaj korupcji jest najmniej widoczny, ale najbardziej szkodliwy – mówi dyrektor.
– Pracownicy już sami się zgłaszają i mówią, że nie chcą kontrolować tego, a tego obiektu. Bo właścicielem jest znajomy, bo to rodzina – mówi Sawa-Wojtanowicz.
Po szóste za zaniedbania wylatuje się z pracy
W sierpniu policja zatrzymała dwie pracownice sanepidu pod zarzutem przyjęcia łapówki. – Nie zgłaszałem na policję czy do prokuratury. To policja sama przyszła do nas. Okazało się, że mieli nagrania od człowieka, który wręczał kosze inspektorkom. Dał i poszedł z tym na policję. Moja rola tu była żadna – tłumaczy dyrektor i zaraz dodaje, że czasami od razu widać, że coś jest nie tak.
– Przychodzą do mnie inspektorzy. Mają protokół, w którym nie ma żadnych nieprawidłowości, a z sygnałów od klientów dowiedziałem się czegoś innego. Wysyłam druga kontrolę i… zdarzało się, że opinie bywały diametralnie różne. A w przypadku kobiet, które przyjęły łapówkę w postaci koszta delikatesowego wartego 60 zł, nie ukarałem ich za jej przyjęcie. Tylko za to, że źle pracują. Były pytania, czy kosz delikatesowy to łapówka; czy należy karać za taką sytuacje. A ja zadaję pytanie: czy jeśli ktoś ukradnie śrubę z torów, przez co wykolei się pociąg i zginą ludzie, to też będzie się mówiło, że on tylko śrubkę ukradł? Tu było podobnie. Chodziło o lokal, w którym jadły i bawiły się setki osób. Żadna nieprawidłowość nie ujdzie płazem.