Franciszek Rugała był leczony na płuca, ale zdaniem rodziny, zmarł z powodu wrzodów. Jego krewni są przekonani, że winę ponoszą lekarze zamojskiego szpitala "miejskiego”, którzy zaniedbali pacjenta. Sprawą zajęła się prokuratura.
- Miał piekoty przewodu pokarmowego, stolec z krwią i gorączkę. Lekarze powinni byli go skierować na dodatkowe badania - dodaje Anna Rugała-Zalewska, bratanica zmarłego, z zawodu pielęgniarka.
Rodzina zmarłego ocenia zamojski personel źle. - Już na początku roku chcieli ojca wypisać, a on przecież nie mógł się na nogach utrzymać. Dałam więc ordynatorowi 400 zł, żeby go jeszcze potrzymał miesiąc na oddziale. Ale jak przyszłam po tygodniu, to pan doktor nawet nie pamiętał, o kogo chodzi - opowiada K. Lisowska.
Kiedy wreszcie pacjenta przebadano pod kątem dolegliwości gastrycznych, było już za późno. - W niedzielę ojciec dał kolejną łapówkę i wuja przewieziono do szpitala "papieskiego” na badania. Tam okazało się, że pękł mu jeden wrzód i ma jeszcze dwa inne - tłumaczy A. Rugała-Zalewska.
Lekarze twierdzą co innego. - Nie było pęknięcia wrzodu. Miał dolegliwości gastryczne, ale nie zagrażające bezpośrednio życiu - twierdzi Zbigniew Waga, ordynator Oddziału Chirurgicznego w Szpitalu im. Jana Pawła II w Zamościu ("papieskiego”).
W ostatni wtorek pacjent znowu trafił na pulmonologię szpitala "miejskiego”. W środę już nie żył. W piątek rodzina złożyła doniesienie do Prokuratury Rejonowej w Zamościu. - Ustalamy czy doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci z powodu zaniedbania lekarza - mówi Romuald Sitarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu. Lekarze nie mają sobie nic do zarzucenia. - Dbaliśmy o pacjenta jak można najlepiej - mówi Józef Szczepanik, ordynator zamojskiej pulmonologii. Nie chciał rozmawiać na temat łapówki.