"Ku Farze”. Dokładnie w tym miejscu, które tak lubił fotografować jej brat.
Z mieszkańcami Lublina szukała miejsca, gdzie miał słynne atelier Edward Hartwig. W środku pracowni rósł klon. Klon znalazł się na tyłach podwórka przy Narutowicza 19a, w oku Julii zakręciła się łza. Wzruszeń ciąg dalszy odbył się trzy podwórka dalej, gdzie Hartwigowie mieszkali. Nacisnęliśmy domofon - nikt nie chciał nas wpuścić. Dopiero na hasło "zakład energetyczny” znakomita poetka mogła wejść na górę, by zadumać się na balkonie swojego dzieciństwa.
Drugi ważny przystanek to dom, w którym Hartwigowie mieszkali po przyjeździe z rewolucyjnej Rosji. Na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Staszica. Nad dawną cukiernią Semadenich. - Tu jadałam najlepsze ciasteczka w swoim życiu. Pamiętam nazwę, domino. I smak - mówiła wzruszona.
Sentymentalna podróż po Lublinie, którego w większości już nie ma, skończyła się w Zaułku Hartwigów. Julia stanęła na malowniczych schodkach łączących Kowalską z placem Rybnym. (sz)