– W każdy pogodny dzień pracownik gospodarczy spółdzielni chwyta za kosiarkę i kosi. Robi to codziennie. Po co? – pyta mieszkanka jednego z bloków przy ul. Kryształowej. – Naszym obowiązkiem jest utrzymywać nasze osiedla w stanie niepogorszonym – tłumaczą władze spółdzielni AZS
Pracownik spółdzielni AZS przemierza z kosiarką osiedle przy ul Kryształowej praktycznie codziennie. – Zazwyczaj między godz. 8 i 12 chwyta za kosiarkę i kosi coś, co jego lub spółdzielni zdaniem, wygląda jak trawa. Tu utnie ździebełko, przejdzie kilka metrów pod balkonem brzęcząc kosiarką i znów coś skosi. I tak krąży kilka godzin po trawnikach – opisuje pani Dorota, która mieszka w jednym z bloków przy ul. Kryształowej. – Codzienne wysłuchiwanie dźwięku kosiarki pod oknem jest nie do wytrzymania.
Mieszkanka skarży się nie tylko na hałas. – Działalność spółdzielni jest dla mnie niezrozumiała. Bo jaki jest stan osiedlowych trawników przy obecnej suszy? Opłakany. Są pożółknięte od słońca lub szare od kurzu. Jest zwyczajnie brzydko.
W piątek po godz. 11 byliśmy na opisywanym osiedlu. Trawa na ul. Kryształowej ma zaledwie kilka centymetrów. Pana z kosiarką nie spotkaliśmy, ale trawniki były świeżo skoszone.
– W gazetach czytamy jak w innych miastach zmienia się podejście do dbania o zieleń, ale na naszym osiedlu tego nigdy nie doczekamy – komentuje Czytelniczka. – Ta sprawa jest totalnie ignorowana przez spółdzielnię, interwencje telefoniczne nic nie dają. Ta sytuacja powtarza się od 2013 roku.
– Pierwsze słyszę, by ktoś się skarżył na zbyt częste koszenie. Absolutnie nigdy żadnych takich sygnałów nie było – zapewnia Wiesława Prusak, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej AZS. I tłumaczy: – Naszym obowiązkiem jest utrzymywanie osiedla w stanie niepogorszonym. A nikt nie chce gaju pod oknem, każdy chce, by było zadbane. Jest jeden gospodarz, który dba o to, by trawniki były na czas wykoszone, gałęzie podcięte, a liście zebrane. To sześć budynków i 2 hektary terenu, tego nie da się wykosić jednego dnia.
Ratusz: Kosimy mniej
Coraz bardziej świadomi zmian klimatycznych Polacy już nie domagają się od władz równo przyciętych trawników. Wręcz przeciwnie. Od wypalonego słońcem równego trawniczka coraz częściej wolą naturalną roślinność, która lepiej sobie radzi z brakiem wody. A urzędnicy zaczynają ich słuchać. Pod koniec czerwca nawet lubelski ratusz wstrzymał koszenie zieleni wzdłuż wybranych ulic. – To reakcja na prośby mieszkańców zachwycających się kwiatami, które wyrosły na trawnikach – tłumaczyła Olga Mazurek-Podleśna z biura prasowego Ratusza. – Podobnie jak inne duże miasta opóźniamy lub w niektórych wypadkach wstrzymujemy koszenie niektórych terenów. Prekursorami tego trendu są największe polskie miasta, jak Warszawa czy Wrocław.