Jest akt oskarżenia w sprawie młodych małżonków, którzy przynieśli na lubelski Marsz Równości domowej roboty ładunki wybuchowe. Urządzenia te były śmiertelnie groźne – ocenił biegły. Małżonkom grozi od pół roku do nawet 8 lat pozbawienia wolności.
20-letnia Karolina S. i jej 26-letni mąż Arkadiusz S. uczestniczyli w nielegalnej manifestacji, która próbowała zablokować wrześniowy Marsz Równości w Lublinie. Z aktu oskarżenia przeciwko małżonkom wynika, że rzucali różnymi przedmiotami w uczestników marszu oraz w policjantów.
Młodzi ludzie mogli doprowadzić do tragedii. Z akt sprawy wynika, że Arkadiusz S. zmontował w domu prowizoryczne ładunki wybuchowe, które planował później rzucić w tłum. Były to duże pojemniki z gazem do zapalniczek, owinięte drutem. Mężczyzna przytwierdził do nich petardy, które miały doprowadzić do eksplozji pojemników.
Z opinii biegłego wynika, że detonacja takich ładunków w tłumie mogła doprowadzić do ofiar śmiertelnych. Na szczęście małżonkowie zostali zatrzymani w porę przez policjantów.
Arkadiusz S. przyznał podczas śledztwa, że wyjął z plecaka żony petardę i schował do kieszeni, by po chwili ją rzucić. Niedługo później był już w rękach policjantów. W plecaku żony mundurowi znaleźli niebezpieczne ładunki. Karolina i Arkadiusz S. zostali zatrzymani. Sąd zdecydował później o ich tymczasowym aresztowaniu.
Podczas śledztwa 26-latek przyznał się do winy. Z kolei jego żona zaprzeczała wszelkim zarzutom. Zapewniała, że nie zdawała sobie sprawy, co jest w plecaku. Przyznała, że wie o „zainteresowaniu męża pirotechniką”. Widziała, jak podczas manifestacji rzucał petardami.