Nawet 1 tysiąc osób mogło przejść ulicami Lublina w protestacyjnym marszu. Po jego zakończeniu policja chciałą na uczestników zgromadzenia nałożyć mandaty. Ludzie ich nie przyjmowali.
W sobotę osoby, które nie wierzą w pandemię koronawirusa zebrały się na pl. Zamkowym w Lublinie. Z każdą minutą ich przybywało i po około godzinie tłum rozpoczął marsz po ulicach.
Cały czas sytuację obserwowali policjanci. Żaden z uczestników marszu (od soboty to obowiązek) nie zakrywał twarzy ani ust, uczestnicy nawoływali wręcz inne osoby do zdejmowania masek. W trakcie marszu policjanci jednak nie reagowali, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie po to, żeby nie eskalować konfliktu i wzbudzać dodatkowych emocji wśród uczestników.
Marsz zakończył się, gdy tłum dotarł na pl. Łokietka. W tym momencie większość osób spokojnie się rozeszła. Za to policja podeszłą do niektórych i chciała ich ukarać mandatami.
Policjanci podeszli m.in. do jednej z uczestniczek protestu, która przez całe zgromadzenie nie miała maseczki. Jak nam powiedziała, mundurowi chcieli ukarać ja mandatem, ale nie zgodziła się na jego przyjęcie więc sprawa zostanie skierowana do sądu.
Kobieta dodała, że policjanci zwrócili też uwagę na wykrzykiwane przez niektórych uczestników wulgaryzmy np. "Cała Polska śpiewa z nami wyp....ć z maseczkami".